Też nie wiedziałam, co to jest dziwidło. Moje dziecko patrzyło na mnie z litością
„Pomyliłam Labubu z jakąś Capucciną, a dziwidło musiałam googlować przy śniadaniu. Córki patrzą na mnie jak na kosmitkę” – napisała do naszej redakcji Ola, mama dwóch dziewczynek. Jej list to śmiech przez łzy i opowieść o tym, jak trudno dziś nadążyć za światem własnych dzieci.

Kiedy czytałam list Oli, miałam wrażenie, że ktoś właśnie opisał moją ostatnią rozmowę z bratanicą. Zapytałam ją o Robloxa, a ona spojrzała na mnie jak rozczarowana nauczycielka, która zrozumiała, że nie mam szans na przejście do następnej klasy. Ola zna to uczucie aż za dobrze.
W domu czekają na nią dwie córki – 10-letnia Lena i 13-letnia Jagoda – i, jak pisze, coraz częściej czuje się przy nich jak dziaders. One coś komentują, śmieją się z memów, rzucają dziwne hasła. A ona próbuje się wkręcić do rozmowy. I wtedy zapada cisza. Albo gorzej – pojawia się ten wzrok. Wzrok pełen litości.
Ostatnio usłyszała, jak jej córki śmieją się z „dziwidła”.
„Myślałam, że to jakieś nowe słowo-klucz, może wyzwisko? Okazało się, że to roślina. Musiałam to wygooglować, żeby wiedzieć, o co chodzi. A one patrzyły na mnie, jakbym była z epoki kamienia łupanego” – pisze.
Ten świat zmienia się co tydzień. I sporo kosztuje
„Najbardziej frustrują mnie te małe rzeczy” – przyznaje Ola. „Zaczęłam rozmowę o Labubu, bo coś tam słyszałam, a one w śmiech: ‘mamo, to Capuccina balerina!’. Dla mnie to wszystko wygląda tak samo – jakieś anime, dziwne lalki, błyszczące figurki, a teraz jeszcze śmierdzące rośliny”.
Z nostalgią wspomina czasy, gdy trendy przychodziły raz do roku, a nie co tydzień. „Kiedyś była jedna moda – Pokemony, Tamagotchi, karteczki – i wszyscy to znali. Teraz? Dziewczynki co miesiąc zmieniają swoje marzenia i wyciągają od nas kasę na nowe kolekcje, bo 'wszyscy już zbierają coś innego’”.
I chodzi nie tylko o zrozumienie trendu, ale też o pieniądze. „Nie starcza mi już zapału. A już na pewno nie pieniędzy. Wszystko kosztuje – mystery boxy, figurki, naklejki, książeczki. To wyścig bez mety” – dodaje.
Czytaj też: Andżela pokazała mu dziwidło. Teraz ciągle chce tam wracać. I nie on jeden
Czy bliskość musi oznaczać bycie na czasie?
Ola podkreśla, że jej frustracja nie wynika z braku wiedzy, tylko z poczucia oddalania się. „Nie chcę być cool mamą, która wszystko ogarnia. Chcę być tą, która słucha i rozumie. A coraz częściej czuję, że nasze światy się rozmijają. I że w końcu nie będę wiedziała, jak do nich trafić”.
Mimo to w jej głosie słychać determinację. „Jagoda czasem rzuci: ‘No dobra, mama, to ci pokażę’, a Lena wieczorem opowiada mi, co się wydarzyło w ich ulubionym serialu. Ta bliskość, nawet taka od niechcenia, musi mi wystarczyć”.
Zapytałam Olę, co robi, gdy czuje się zupełnie wykluczona z tego dziecięcego świata. „Zazwyczaj się wycofuję. Ale potem wracam. Bo mimo wszystko chcę, żeby wiedziały, że ich słucham. Nawet jeśli nie wiem, co to dziwidło”.

Nie musisz ogarniać, żeby być obecna
I w tym chyba jest klucz. Nie musimy znać wszystkich trendów. Nie musimy codziennie oglądać rolek na TikToku. Czasem wystarczy powiedzieć: „Nie znam tego, opowiedz mi o tym”. Albo: „Nie ogarniam, ale wygląda na to, że świetnie się bawisz”.
Dzieci nie potrzebują mam, które są na bieżąco. Potrzebują takich, które są obecne. Na koniec Ola dodaje:
„Nie dowiedziałam się, kim dokładnie jest Capuccina. Ale dowiedziałam się, że moje córki lubią, jak ich słucham – nawet jak nie rozumiem połowy z tego, co mówią”. Zgadzacie się z nią? Dajcie znać na: redakcja@mamotoja.pl
Zobacz też: