Reklama

Uczymy dzieci grzeczności, ale… gdzie jest granica?

Od małego powtarzałam mojej córce, że warto mówić „proszę”, „dziękuję” i „przepraszam”. Sama byłam wychowana w duchu szacunku i kultury osobistej, więc naturalnie przekazywałam to dalej. Kiedy więc moja kilkuletnia córka zaczęła używać „przepraszam” na każdym kroku – najpierw byłam dumna. Myślałam: „jakie to miłe, jak pięknie potrafi się zachować”. Ale z czasem zaczęłam się niepokoić.

Reklama

„Przepraszam” pojawiało się w jej ustach nie tylko wtedy, gdy coś faktycznie zrobiła nie tak, ale także wtedy, gdy ktoś się o coś potknął, gdy czegoś nie wiedziała, albo nawet gdy… ktoś się krzywo spojrzał. Zaczęłam zauważać, że to nie tylko wyraz empatii, ale i lęku. Jakby bała się, że kogoś zawiedzie, że nie spełni oczekiwań, że nie zasłuży na bycie lubianą, jeśli nie będzie miła do granic.

I wtedy przyszła refleksja – czy naprawdę chodzi tu jeszcze o dobre wychowanie?

„Przepraszam”, które mówi: „Nie chcę sprawiać problemu”

Zaczęłam rozmawiać z innymi mamami. Okazało się, że nie jestem sama. Wiele dzieci, zwłaszcza dziewczynek, ma podobną tendencję – używają „przepraszam” jak tarczy. To sposób na unikanie konfliktów, na zadowalanie dorosłych, na zasłużenie na uwagę, ale bez ryzyka, że będzie się „niegrzeczną”.

Jedna z moich znajomych opowiedziała mi, jak jej córka przepraszała nauczycielkę… za to, że się rozpłakała, kiedy została niesprawiedliwie oceniona. Nie broniła się, nie próbowała wyjaśnić – tylko przepraszała, że „sprawia kłopot”.

To właśnie wtedy zrozumiałam, że nadużywane „przepraszam” może oznaczać coś więcej: wewnętrzny przymus, brak pewności siebie, lęk przed odrzuceniem. Dziecko, które zbyt często przeprasza, może nie czuć się bezpieczne z wyrażaniem własnych emocji czy potrzeb.

Co możemy zrobić jako rodzice?

Nie chodzi oczywiście o to, żeby zniechęcać dzieci do mówienia „przepraszam”. To ważne słowo i potrzebne w relacjach międzyludzkich. Ale warto zwrócić uwagę na kontekst. Czy dziecko mówi je z poczucia winy, czy może z automatu? Czy naprawdę rozumie, za co przeprasza, czy może chce się po prostu przypodobać?

Ja sama zaczęłam stawiać pytania: „Dlaczego przepraszasz?”, „Co się stało?”, „Czy ktoś Cię zdenerwował?”. Okazało się, że czasem „przepraszam” było próbą uniknięcia kłopotliwej rozmowy, czasem wyrazem napięcia, które zbierało się przez cały dzień.

Zaczęłam więc uczyć córkę, że jej uczucia są ważne, że nie musi zawsze być „grzeczna” i że nie ma nic złego w tym, że jest sobą – nawet jeśli czasem jest smutna, zmęczona czy zirytowana. Mówimy o asertywności, uczymy się wspólnie, jak wyrażać siebie bez lęku. A „przepraszam”? Nadal się pojawia, ale już nie jest odruchem. Jest świadomym wyborem.


Dobrze wychowane dziecko to nie to, które nie sprawia problemu, tylko to, które umie mówić o swoich emocjach. Czasem najtrudniejsza lekcja to nauczyć dziecko, że nie musi przepraszać za to, że istnieje. Bo „grzeczność” (choć zdecydowanie wolę określenie „życzliwość” lub po prostu „kultura”) to piękna wartość, ale nigdy kosztem siebie.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama