To 1 zdanie na placach zabaw sprawia, że pęka mi serce. Rodzice, co z wami?!
Kiedy ostatnio byłam z synkiem na placu zabaw, usłyszałam zdanie, które powtarza się tam zbyt często. Za każdym razem ściska mnie w gardle, bo nie potrafię zrozumieć, jak można coś takiego powiedzieć własnemu dziecku.

„Nie lubię cię” – czy rodzice naprawdę nie wiedzą, co mówią?
Piszę ten list jako matka, która regularnie odwiedza place zabaw. Za każdym razem, prędzej czy później, słyszę te same słowa, kierowane do płaczącego malucha: „Jesteś niegrzeczny, nie lubię cię już”. Padają zwykle w momencie, gdy dziecko nie chce opuszczać huśtawki, zjeżdżalni czy piaskownicy.
Wypowiadają je rodzice, czasem dziadkowie, a nawet opiekunki czy ciocie. Słyszę to tak często, że zaczynam się zastanawiać, czy naprawdę tak wielu dorosłych nie zdaje sobie sprawy, jakie konsekwencje mogą mieć te słowa.
Nie mówię tego z pozycji ideału – ja też bywam zmęczona, moje dziecko też nieraz tupie nogami, krzyczy czy rzuca się na ziemię. Ale nigdy nie odważyłabym się powiedzieć, że go nie lubię, bo wiem, że dziecko nie ma jeszcze mechanizmów, żeby zrozumieć, że to tylko „chwilowe zdenerwowanie mamy”. Ono słyszy komunikat wprost: „mama mnie nie kocha”. I to dla mnie niewyobrażalnie okrutne.
Słowa zostają z dzieckiem na całe życie
Rodzice często tłumaczą, że to „tylko takie gadanie”, że dzieci „i tak zaraz zapomną”. Ale ja w to nie wierzę. Sama pamiętam zdania z dzieciństwa, które ranią mnie do dziś – słowa rzucone niby mimochodem, ale wryte w pamięć na zawsze. Dziecięca psychika działa inaczej niż dorosła. Maluch nie odróżnia chwilowej złości od stałej utraty miłości.
Wyobraźmy sobie kilkuletnie dziecko, które słyszy od najbliższej osoby, że jest niegrzeczne i nielubiane. To jak wbicie szpilki w samo serce. I powtarzane wielokrotnie robi ogromne szkody. Bo jeśli dziecko uwierzy, że trzeba zasłużyć na miłość mamy czy taty, to będzie o tę miłość walczyć przez całe życie – kosztem siebie, kosztem własnych emocji i potrzeb.
Mamy 2025 rok – naprawdę jeszcze tego nie rozumiemy?
Mamy dostęp do tylu poradników, artykułów, podcastów o rodzicielstwie. Codziennie czytamy o emocjach dzieci, o szacunku, o bliskości. A mimo to na placach zabaw wciąż króluje straszenie, szantaż i komunikaty pełne odrzucenia. Dla mnie to dowód, że wciąż wielu dorosłych nie wie, jak wielką wagę mają słowa.
Nie musimy być psychologami, żeby rozumieć, że dziecko płacze, bo nie chce kończyć zabawy. To normalna reakcja, to emocje, które trzeba przyjąć, a nie karać za nie odrzuceniem. Przecież nikt z nas nie chciałby usłyszeć od ukochanej osoby: „Jesteś beznadziejny, nie lubię cię”. Dlaczego więc tak łatwo przychodzi nam mówienie tego dzieciom?
Piszę ten list, bo mam wrażenie, że za mało o tym mówimy. Chciałabym, żeby rodzice, dziadkowie i wszyscy dorośli, którzy mają wpływ na dzieci, choć na chwilę zatrzymali się i zastanowili: czy naprawdę chcę, żeby moje dziecko zapamiętało mnie jako osobę, która mówiła, że go nie lubi?
Z całego serca wierzę, że można inaczej. Zamiast raniących słów wystarczy powiedzieć: „Widzę, że jesteś smutny, rozumiem, że chcesz się jeszcze bawić, ale czas wracać do domu”. To wymaga cierpliwości, ale daje dziecku poczucie bezpieczeństwa. A ono jest ważniejsze niż nasze zdenerwowanie.
Wiola
Chcesz skomentować albo opisać własną historię? Napisz do nas na adres: redakcja@mamotoja.pl. Czekamy na Twoją opinię.
Zobacz też: Po powrocie od dziadków córka powtarza słowo na „s”. Od razu zadzwoniłam do teściowej