To jedno zdanie o pieniądzach jest zakazane przez psychologów. Rodzice powtarzają je jak mantrę
Są słowa, które wydają się niewinne, a jednak zostają w głowie dziecka na długie lata. Psychologowie podkreślają, że jedno zdanie o pieniądzach może wyrządzić więcej szkody, niż nam się wydaje.

Dlaczego zdanie „Nie możemy sobie na to pozwolić” działa jak zimny prysznic
Zdarzyło mi się wielokrotnie usłyszeć to zdanie w dzieciństwie. I pamiętam, że wywoływało we mnie więcej lęku niż spokoju. „Nie możemy sobie na to pozwolić” – niby prosta odpowiedź, a jednak pełna niewypowiedzianych obaw. Psychologowie i specjaliści, w tym Jayne Pearl, autorka książki „Kids and Money” (ang. „Dzieci i pieniądze”), ostrzegają, że taka forma komunikatu brzmi jak przyznanie się do braku kontroli nad finansami. Dla dziecka to tak, jakby świat nagle stał się niebezpieczny, a dorośli nie mieli nad nim żadnej władzy.
Łatwo jest sięgnąć po to zdanie, gdy maluch błaga o nową zabawkę w sklepie. Sama pamiętam, jak moje dziecko stało przy półce i powtarzało: „Mamo, proszę, to już ostatnia zabawka!”. W takich chwilach rodzic najchętniej uciąłby dyskusję krótkim „Nie stać nas na to”. Problem w tym, że dzieci rozumieją takie słowa dosłownie – i zaczynają martwić się o domowy budżet, zamiast uczyć się zdrowego podejścia do pieniędzy.
Jak mówić o pieniądzach, żeby dzieci czuły się bezpiecznie
Zamiast stawiać sprawę w dramatycznym świetle, warto wybrać inne sformułowanie. Zamiast „Nie możemy sobie na to pozwolić”, lepiej powiedzieć: „Nie kupimy tego, bo odkładamy pieniądze na ważniejsze rzeczy” − radzi edukatorka finansowa Jayne Pearl. To prosta zmiana, ale robi ogromną różnicę. Dziecko dostaje jasny sygnał, że to rodzic kontroluje sytuację, że istnieje plan i że nic złego się nie dzieje.
Kiedy moja córka po raz kolejny marudziła o drogie klocki, odpowiedziałam: „Teraz oszczędzamy na wycieczkę w góry. Jeśli wydamy pieniądze na klocki, nie wystarczy na wspólną podróż”. Ku mojemu zaskoczeniu, zamiast obrażonego milczenia, usłyszałam: „To wolę góry”. Dzieci naprawdę rozumieją więcej, niż nam się wydaje – trzeba tylko dać im szansę zobaczyć, jak wygląda podejmowanie decyzji finansowych.
Takie podejście buduje poczucie bezpieczeństwa i jednocześnie uczy planowania. To nie jest „nie, bo nie”, ale logiczne wytłumaczenie, które w przyszłości pozwoli dziecku łatwiej zrozumieć zasady budżetowania.
Nauka budżetowania od najmłodszych lat
Najlepszy moment na rozmowę o pieniądzach to właśnie chwila, gdy dziecko czegoś bardzo pragnie. Można wtedy zaproponować mu praktyczne ćwiczenie. Ja wprowadziłam w domu prosty system – za dodatkowe obowiązki dzieci dostawały drobne kwoty, które mogły odkładać w swoim słoiku. Kiedy zobaczyły, że uzbierane monety zamieniają się w wymarzoną książkę, czuły dumę, że to efekt ich wysiłku.
Psychologowie podkreślają, że dzieci uczą się najlepiej przez doświadczenie. Kieszonkowe, drobne prace domowe, a nawet wspólne planowanie budżetu na weekendowe wyjście do kina – to wszystko lekcje, które procentują w dorosłym życiu. Zamiast więc odsuwać dziecko od rozmów o finansach, lepiej włączyć je do tego świata.
Dzięki temu unikniemy sytuacji, w której dorosły syn czy córka ma problem z kontrolą wydatków, bo w dzieciństwie słyszeli tylko, że „na nic nas nie stać”. W zamian dostają solidny fundament: świadomość, że pieniądze są narzędziem, a nie źródłem strachu.
To jedno zdanie, które tak często powtarzamy w chwilach zmęczenia – „Nie możemy sobie na to pozwolić” – może brzmieć jak zamknięcie drzwi przed dzieckiem. A wystarczy niewielka zmiana języka, żeby przekształcić tę sytuację w lekcję odpowiedzialności i zarządzania finansami. Zamiast siać lęk, pokazujemy, że planowanie i oszczędzanie to naturalna część życia. I choć czasem łatwiej jest po prostu uciąć temat, wiem z własnego doświadczenia, że spokojne wytłumaczenie działa o wiele skuteczniej – zarówno na portfel, jak i na serce dziecka.
Źródło: parents.com
Zobacz też: ZUS wypłaca matkom prawie 2000 zł miesięcznie. Mało osób wie o tym dodatku