To słowo ma tylko 2 litery. Gdy powiesz je do dziecka, będziecie mieć kłopoty
Czasem nie zdajemy sobie sprawy, że jedno niewinne słówko może całkowicie zmienić odbiór tego, co mówimy do dziecka. W przypadku tego, o którym piszę, wystarczą zaledwie dwie litery, żeby nasza prośba zabrzmiała jak… pytanie.

Kiedy „ok?” burzy autorytet
Od lat obserwuję, jak rodzice rozmawiają ze swoimi dziećmi – w sklepach, na placach zabaw, podczas spotkań rodzinnych. I coraz częściej łapię się na tym, że aż mnie skręca, gdy słyszę zdanie wypowiedziane pewnym tonem, które nagle kończy się pytającym „ok?”. Bo wiecie, to zupełnie zmienia sens komunikatu.
Wyobraźcie sobie, że mówicie: „Proszę, posprzątaj teraz zabawki, ok?”. Brzmi znajomo? Dodanie tych dwóch liter sprawia, że dziecko słyszy pytanie, a nie polecenie. I co wtedy robi? Najczęściej… odpowiada zgodnie ze swoją wolą. A jeśli nie ma ochoty sprzątać – po prostu powie „nie”. I nie ma w tym nic dziwnego – przecież samo zapytanie „ok?” sugeruje, że może odmówić.
Rodzic w tej sytuacji sam pozbawia się narzędzia, które daje mu naturalny autorytet. W efekcie zaczynają się negocjacje, przeciąganie liny, a czasem zwyczajny bunt. Widziałam to wielokrotnie – szczególnie u znajomych, którzy myśleli, że w ten sposób „łagodzą” swoje prośby. Tymczasem wychodziło dokładnie odwrotnie.
Dzieci potrzebują jasnych komunikatów
Dzieci, zwłaszcza te młodsze, najlepiej reagują na jasne, stanowcze zdania. One dają poczucie bezpieczeństwa i przewidywalności – pokazują, że rodzic wie, co robi, i prowadzi dziecko przez sytuację.
Kiedy mówimy: „Odprowadzę cię teraz do przedszkola, a potem pojadę do pracy” – to jest komunikat. Nie pytamy o zgodę, nie zostawiamy miejsca na dyskusję, bo to jest fakt, który za chwilę nastąpi. Ale jeśli dodamy: „Odprowadzę cię teraz do przedszkola, ok?” – w podtekście dajemy możliwość zmiany planu. A dziecko, które usłyszy tę przestrzeń do negocjacji, może od razu spróbować ją wykorzystać.
Często słyszę od rodziców: „Ale ja tak mówię, bo chcę być miły” albo „Tak łatwiej mi nawiązać kontakt”. I tu jest pułapka – łagodność można okazać tonem głosu, uśmiechem, dotykiem, ale nie rezygnując z jasnego przekazu. Bo wtedy wpadamy w pułapkę wiecznego tłumaczenia się i targowania o każdą drobnostkę.
Jak mówić, żeby działało?
Zamiast kończyć zdanie pytającym „ok?”, spróbujcie zamienić je na pewne, spokojne stwierdzenie. Wtedy dziecko wie, że sytuacja jest ustalona, a jednocześnie czuje waszą obecność i opiekę.
Zamiast:
- „Załóż kurtkę, ok?” - „Załóż kurtkę. Na dworze jest zimno.”
- „Wyłącz tablet, ok?” - „Wyłącz tablet. Teraz czas na kolację.”
- „Chodź do domu, ok?” - „Chodź do domu. Jest już późno.”
Ja sama musiałam się tego nauczyć. Jeszcze kilka lat temu też miałam w zwyczaju łagodzić swoje zdania tym pytającym „ok?”. Wydawało mi się, że to uprzejme i przyjazne. Ale kiedy widziałam, że każde „ok?” otwiera pole do niekończących się negocjacji, a dziecko potrafiło przeciągać wyjście z placu zabaw o kolejne pół godziny, zrozumiałam, że sama utrudniam sobie życie.
Od tamtej pory jestem świadoma, jak kończę swoje zdania. I wiecie co? Działa. Dzieci szybciej reagują, rzadziej próbują podważać to, co mówię. A ja mam mniej frustracji i poczucie, że naprawdę prowadzę sytuację.
Zobacz też: Kocham swojego synka, ale zazdroszczę mamom córek. Powód? Aż wstyd się przyznać