Reklama

Tę mamę uratował prosty, absurdalny, wręcz komiczny pomysł. Taki, który warto zapisać sobie w głowie – na czasy domowych kryzysów.

Reklama

Awantura o kolację – znacie to, prawda?

Był zwykły wieczór. Nic szczególnego – ot, trochę za późno wrócili do domu, kolacja się opóźniała, dziecko głodne, zmęczone, przebodźcowane po całym dniu. Atmosfera gęstniała z każdą minutą. Autorka listu, mama sześcioletniej dziewczynki, pisze tak:

„Widziałam, jak jej twarz się zmienia. Oczy coraz bardziej błyszczące, wargi zaciśnięte. Znam to. Za moment eksploduje. Nie pomogą tłumaczenia, że jeszcze chwilka. To nie był czas na logiczne rozmowy”.

W takich chwilach łatwo o wybuch – zarówno po jednej, jak i drugiej stronie. Zniecierpliwienie dziecka miesza się z frustracją rodzica. Ale ta mama – zamiast wejść na ścieżkę tłumaczeń, zakazów czy gróźb – postanowiła zrobić coś zupełnie innego.

Weszła czapla do kuchni i zaczęło się dziać

Niektórzy rodzice w takich sytuacjach sięgają po głębokie oddechy, inni puszczają bajkę, jeszcze inni rzucają coś na szybko na patelnię. Ta mama... zaczęła chodzić jak czapla po kuchni. Dosłownie.

„Zrobiłam głupią minę. Napięłam nogi, wygięłam ręce jak skrzydła i zaczęłam stąpać po kafelkach, wydając z siebie niezidentyfikowane dźwięki. Moja córka spojrzała na mnie z konsternacją. Przerwała foch. I nagle – parsknęła śmiechem”.

Mama nie zatrzymała się na jednym kółku. Zrobiła jeszcze rundkę wokół stołu, poprosiła córkę o „odczyt temperatury czaplej zupy”, po czym dumnie wyciągnęła garnek i uroczyście ogłosiła, że „danie dnia serwowane będzie w trybie ptasim”. Córka? Zapomniała, że przed chwilą miała się rozpłakać.

Kiedy śmiech jest ratunkiem

W swoim liście mama podkreśliła, że od dawna jest fanką łagodnego rodzicielstwa. Nie krzyczy. Nie zawstydza. Ale – jak przyznaje – nie zawsze wie, co robić. Wieczory bywają trudne, energia siada, a dzieci nie zawsze da się po prostu „przekonać do spokoju”.

„Ten trik z czaplą uratował mnie. I ją. Zamiast łez była zabawa. Zamiast pretensji – bliskość. Zamiast kolacji z wyrzutem – wspólny stół i rozmowa o tym, co czapla je na deser”.

To właśnie w takich momentach widać, jak ogromną moc ma absurd i śmiech. Czasem to jedyne, co może zadziałać – bo złość tylko podgrzeje emocje. Śmiech? Rozbraja. Odwraca uwagę. Tworzy wspólny kod między rodzicem a dzieckiem.

Dlaczego warto mieć w zanadrzu coś głupiego?

Eksperci od lat mówią o „przełamaniu wzorca” jako narzędziu do zatrzymania spirali trudnych emocji. Kiedy dziecko wpada w złość, a my we frustrację – nie ma dobrego zakończenia. Ale jeśli jedno z nas wyłamie się z tej układanki? Jest szansa na reset. Tak właśnie działa śmiech, dziwaczne zachowanie, absurdalne pytanie.

Nie chodzi o to, żeby zawsze się wygłupiać. Ale czasem – kiedy widzimy, że zaraz wybuchnie awantura, a dziecko jeszcze nie zatrzasnęło emocjonalnych drzwi – można spróbować czegoś niespodziewanego. Krok czapli, „tańczący widelec”, „gadający czajnik”. Działa, bo zaskakuje. Bo dziecko widzi: „Mama nie walczy ze mną. Mama jest ze mną”.

To nie recepta na wszystko, ale – jak pokazuje ta historia – czasem jeden wygłup wystarczy, żeby uratować wieczór. I relację.


Macie swoje „triki czapli”? Piszcie do nas na adres: redakcja@mamotoja.pl. Może to Wasza historia pojawi się tu jako kolejna.

Reklama

Zobacz też: To 1 słowo mówią tylko dobrze wychowane dzieci. Ale bądź czujna, jeśli słyszysz je zbyt często

Reklama
Reklama
Reklama