Trzeba być snobem, by posłać dziecko do prywatnej szkoły. Bo tu nie chodzi o edukację
„Tam nie chodzi o edukację, tylko o pieniądze, luksus i snobizm” – mówi nam Patrycja. Mąż namawia ją, by zapisała syna do prywatnej szkoły, ale ona ma wątpliwości. Czy naprawdę diabeł jest taki straszny, jak go malują?

Patrycja przyznaje, że w ich domu temat szkoły wraca od miesięcy, a ją od razu zaczyna boleć głowa. „Mąż uparł się, żebyśmy spróbowali z jedną z warszawskich szkół, bo mamy blisko, a opinie są podobno najlepsze” – pisze. Ich syn idzie do pierwszej klasy w przyszłym roku i dla niego to wielka sprawa. Ale Patrycja ma wrażenie, że dla męża jeszcze większa.
„Bananowe” towarzystwo w gratisie
Ona stara się patrzeć na wszystko na chłodno. „Dla mnie to nie ma sensu. Płacisz czesne jak za wynajem 200-metrowego mieszkania, a co z tego masz? Kompleksy i bananowych znajomych” – tłumaczy.
Jak podkreśla, sama chodziła do zwykłej szkoły publicznej i wyszła na ludzi. „Nie mieliśmy tenisa ani mundurków, ale miałam przyjaciół, którzy nie oceniali mnie po marce plecaka czy samochodzie ojca” – dodaje.
Zamiast programu, piękne sale i tablety
W liście Patrycja opisuje pierwszy Dzień Otwarty. „Miało być o programie nauczania, a słyszałam głównie o cateringu, wyjazdach integracyjnych i nowoczesnych budynkach. Nauczyciele pokazali piękne klasy i tablety dla dzieci, ale nikt nie odpowiedział mi na pytanie, jak szkoła radzi sobie np. z dziećmi z trudnościami. Wszystko wyglądało jak reklama luksusowego hotelu” – relacjonuje.
Dodaje, że choć stać ich na to, ona woli skupić się na edukacji. „Rozumiem, że rodzice chcą dla dzieci najlepiej. Ale mam wrażenie, że w prywatnych szkołach płaci się bardziej za otoczkę niż za prawdziwą edukację. Obawiam się, że syn skupi się na gadżetach” – pisze Patrycja.
„Zainwestujemy w syna”
Przyznaje, że rozmowy z mężem są coraz trudniejsze. „On mówi: ‘zainwestujemy w przyszłość syna’. A ja pytam: ‘w jaką przyszłość? W to, że będzie oceniał ludzi po marce butów?’” – relacjonuje Patrycja. „Wiem, że nie kupię mu wszystkiego, więc wolę dać mu coś innego: poczucie, że nie musi za czymś gonić”.
Patrycja zaznacza, że nie wszystkie prywatne szkoły wpisują się w jej negatywny obraz. „Pewnie są miejsca, gdzie rzeczywiście chodzi o program i dobre nauczycielki. Ale na razie to, co widzę, to luksus i rodzice przekonani, że za pieniądze dadzą dziecku lepsze życie” – podsumowuje.
Jak Wy patrzycie na prywatne szkoły? Czy to inwestycja w rozwój, czy źródło kompleksów dla małego człowieka? Podzielcie się swoimi przemyśleniami i piszcie do mnie na: maria.kaczynska.zandarowska@burdamedia.pl.
Zobacz też: Menu w szkole: zupa brukselkowa, makaron z brokułem, mix sałat z porem. „Dzieci głodują”