Twoje dziecko to szczęściarz, jeśli umiesz tę 1 rzecz. Większość rodziców nie ma o niej pojęcia
Byłam przekonana, że jestem dobrą mamą. A potem moje dziecko powiedziało mi coś, co zatrzymało mnie na dłużej.

Zawsze uważałam, że najważniejsze w rodzicielstwie to kochać, troszczyć się, zapewniać bezpieczeństwo i dobre jedzenie. Byłam obecna na zebraniach, chodziłam na spacery, pamiętałam o szczepieniach. Ale mimo to miałam wrażenie, że czasem coś między nami nie gra. Aż któregoś dnia moje dziecko powiedziało coś, co przewróciło moje przekonania do góry nogami: „Mamo, i tak mnie nie słuchasz do końca”.
Nie przerywasz, ale nie słyszysz
Nie było w tym pretensji. Raczej smutek i rezygnacja. Jakby próbowało do mnie dotrzeć już od jakiegoś czasu. Zaczęłam się zastanawiać – ile razy my, dorośli, niby słuchamy, ale w myślach już układamy odpowiedź? Albo analizujemy, co naprawdę dziecko chciało powiedzieć, zamiast po prostu być z nim w tym, co mówi?
Zauważyłam, że gdy moje dziecko opowiada mi o czymś ważnym – o czymś, co je poruszyło w szkole, co się wydarzyło na podwórku, albo co je zaniepokoiło – ja natychmiast próbuję rozwiązać problem. Daję radę, komentuję, pocieszam. I choć intencje mam najlepsze, to efekt jest odwrotny. Dziecko się zamyka. Przestaje mówić. Czuje, że nie ma przestrzeni, by powiedzieć wszystko, co chce. A już na pewno nie tak, jak chce.
Umiejętność, o której nikt nam nie mówi
W żadnej szkole rodzenia nikt nie mówi o tym, jak słuchać dziecka. W podręcznikach o rozwoju dziecka roi się od wykresów wzrostu i słów o integracji sensorycznej, ale nie znajdziesz tam prostego zdania: „Dziecko też chce być wysłuchane. Do końca. Bez przerywania. Bez oceniania. Bez pośpiechu”.
Zaczęłam ćwiczyć to słuchanie. Tak po prostu – gdy moje dziecko mówi, zamykam buzię. Nie komentuję. Nie pytam od razu „a co ty na to?”, nie dodaję „no widzisz, mówiłam”. Staram się nie robić tej miny „wiem lepiej”. To trudniejsze niż się wydaje. Ale daje niesamowite efekty.
Kiedy dałam dziecku przestrzeń, żeby opowiedziało coś do końca, ono zaczęło mówić więcej. I głębiej. Zobaczyłam, co naprawdę kryje się za jego słowami. Nie tylko „zły dzień”, ale smutek, poczucie winy, frustracja. Nie tylko „nie chce mi się”, ale strach przed oceną, brak wiary w siebie.
Twoje dziecko to szczęściarz, jeśli to potrafisz
Zrozumiałam, że umiejętność słuchania to coś więcej niż bycie obecnym. To jak otwarcie drzwi do świata emocji dziecka. A większość z nas tych drzwi nigdy nie otwiera – nie dlatego, że nie chcemy, ale dlatego, że nikt nas tego nie nauczył.
Nas uczono raczej, że dzieci się poprawia, że się je uczy, że trzeba je kształtować. Tymczasem to my mamy się uczyć – ich. Ich języka, emocji, historii. Dziecko, które czuje się słuchane, rośnie w siłę. Nabiera odwagi. Zaczyna ufać nie tylko nam, ale i sobie.
Jeśli więc potrafisz słuchać – naprawdę słuchać – bez przerywania, bez oceniania, z pełną obecnością, to twoje dziecko ma szczęście. Bo właśnie dajesz mu fundament do budowania pewności siebie, zdrowych relacji i własnego głosu.
Na koniec powiem jedno: nigdy nie jest za późno. Nie trzeba mieć dyplomu psychologa ani lat terapii za sobą. Wystarczy jedno: zamknąć buzię, otworzyć serce i zostać – przy dziecku, w jego historii, bez skrótu i bez „ale”.
To najprostsze i zarazem najtrudniejsze, co możemy dla nich zrobić. Ale warto.
Zobacz też: Jestem z pokolenia płatków śniegu. Te 4 rzeczy zrobię inaczej niż moi rodzice