Reklama

Widzę to każdego dnia i nie mogę przejść obojętnie

Jestem mamą dwóch chłopców w wieku szkolnym. Pracuję na pełen etat, często na wysokich obrotach, jak większość rodziców. Codziennie po pracy pędzę do szkoły, żeby zdążyć odebrać dzieci ze świetlicy. Zawsze mam wrażenie, że walczę z czasem – korki, obowiązki, życie. Dlatego nie rozumiem, jak można mając cały dzień wolny, przychodzić po dziecko dopiero o 17, tuż przed zamknięciem świetlicy.

Reklama

W naszej klasie jest mama, która nie pracuje zawodowo. Wiem to, bo rozmawiałyśmy kilka razy. Mówiła wprost, że „na razie odpoczywa”, że „lubi mieć czas dla siebie”. I nie mam nic przeciwko temu, każdy żyje, jak chce. Ale boli mnie, gdy widzę, że ta sama mama regularnie odbiera swoje dziecko jako jedna z ostatnich osób. Dziecko siedzi w świetlicy godzinami, podczas gdy ona spokojnie pije kawę w domu i czeka, aż wybije 17.

Świetlica nie jest przechowalnią dla znudzonych matek

Świetlica szkolna ma swój cel. Powstała po to, żeby pomagać rodzicom pracującym – takim, którzy naprawdę nie mają możliwości być pod szkołą o 13 czy 14. To miejsce, które ma zapewnić opiekę dzieciom, gdy rodzice są jeszcze w pracy. A nie wygodną „przechowalnię” dla tych, którzy chcą mieć dłuższy czas dla siebie w ciągu dnia.

Dzieci są tam zmęczone, często sfrustrowane, siedzą w tłumie. Nauczyciele świetlicy robią, co mogą, ale to nie jest przestrzeń, w której maluch ma indywidualną uwagę. Kiedy moje dzieci zostają tam dłużej, od razu widzę różnicę – są rozdrażnione, mają dość, chcą do domu. Dlatego zawsze staram się przychodzić jak najszybciej, nawet jeśli to oznacza stres i szybką jazdę po mieście.

Dziecko powinno czuć, że jest priorytetem

Rozumiem potrzebę odpoczynku, każdy jej czasem potrzebuje. Ale dla mnie bycie mamą to także odpowiedzialność za emocje i poczucie bezpieczeństwa dziecka. Maluch, który siedzi w świetlicy godzinami, patrząc, jak kolejne dzieci są odbierane, też to widzi i czuje. To nie jest drobiazg, który można zlekceważyć.

Nie rozumiem, jak można siedzieć w domu, mieć wolny czas i świadomie zostawiać swoje dziecko w szkole do ostatniej możliwej minuty. To nie jest w porządku ani wobec dziecka, ani wobec innych rodziców, którzy naprawdę nie mają wyjścia. Takie zachowanie odbieram jako zwykły egoizm i brak szacunku. Dziecko powinno być priorytetem – nie wygodą mamy.

Joanna z Warszawy


Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl

Reklama

Zobacz też: Amelka siedzi w świetlicy do 18, bo taką mam pracę. Od tego jest szkoła, żeby zapewnić opiekę

Reklama
Reklama
Reklama