Reklama

Mąż bez studiów, bez pasji do designu, za to z rękami spracowanymi od betonu

Gdy go poznałam, byłam młoda i zakochana. Wydawał się silny, ciepły, „prawdziwy”. Ale z czasem coś zaczęło mi zgrzytać. Nie miał ambicji, by „iść wyżej”. Nie wiedział, kto to Meller, nie rozumiał memów z „The Office”, nie rozróżniał pinota od merlota.

Reklama

A ja coraz częściej słyszałam od koleżanek: „Mój Paweł teraz w Londynie, szkolenie z leadershipu”, „Grzesiek został dyrektorem w agencji”, „Michał robi doktorat z filozofii nowoczesności”.

A mój? Kładł kostkę brukową i wracał z pracy cały w pyle. I choć dawał z siebie wszystko dla nas, ja milczałam, kiedy pytano: „A twój mąż czym się zajmuje?”.

Kłamstwo, które wstydziło się wyjść z moich ust

Z czasem nauczyłam się odpowiadać wymijająco. „Ma swoją firmę”. „Zajmuje się technicznymi rzeczami”. „Pracuje w terenie”. Nigdy wprost. Bo przecież co by sobie pomyśleli? Że ja – z moim wykształceniem, z moją pracą przy biurku – jestem z kimś, kto pracuje fizycznie?

Byłam jak bohaterka złej powieści: niby nowoczesna, a pełna kompleksów i wstydu, który sama sobie wymyśliłam. Mój mąż nigdy się mnie nie wstydził. To ja wstydziłam się jego.

„A ty się go nie wstydzisz?” – jedno zdanie, które mnie rozsypało

To zdanie wypowiedziała koleżanka. Młodsza ode mnie, z branży, pełna luzu. Byłyśmy na lunchu. Mówiłam o tym, że mój mąż nie lubi chodzić ze mną na eventy. Wtrąciłam półżartem: „Wiesz, on się tam nie odnajduje”. A ona spojrzała na mnie i zapytała:
– A ty się go nie wstydzisz?

Zamarłam. Bo to jedno zdanie trafiło w punkt, o którym bałam się pomyśleć. Bo tak – wstydziłam się. Głupio, niesprawiedliwie, okrutnie. I właśnie to sprawiło, że zaczęłam go od siebie oddalać.

Może to nie mąż był z niewłaściwego świata. Może to ja?

Zaczęłam myśleć o tym, jak bardzo dałam się wciągnąć w świat „etykiet”. Że wartość człowieka mierzy się dyplomem, zajęciem, wyglądem profilu na LinkedInie. Że ktoś, kto nie zna trendów, jest mniej wart. I że ja – kobieta, która uważała się za mądrą – sama w to wszystko uwierzyłam.

A przecież to on:
– nigdy mnie nie zdradził,
– sam uczył dzieci jeździć na rowerze,
– naprawił dach u moich rodziców bez słowa,
– codziennie gotował obiad, kiedy byłam na spotkaniach.

Dziś już się nie wstydzę. Dziś się uczę

Uczę się mówić z dumą: mój mąż pracuje fizycznie. Uczę się, że miłość to nie pasujący zawód, tylko pasująca wrażliwość. Że to nie on był zbyt prosty – tylko ja zbyt zagubiona w cudzych oczekiwaniach.

Nie wiem, jak potoczy się dalej nasze życie. Ale wiem jedno: Wstydzić powinniśmy się nie tego, kim ktoś jest, tylko tego, że próbujemy to ukrywać.

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama