Reklama

Wychowawczyni ogłosiła, że od września dziewczynki nie mogą nosić spódniczek ani sukienek, bo „na gimnastyce widać majtki”. Na sali zapadła cisza, a chwilę później zrobiło się naprawdę gorąco. Karolina, mama pięcioletniej Lilki, nie mogła uwierzyć, że w przedszkolu ktoś wpadł na taki pomysł.

Reklama

„Nie tego się spodziewałam”

Karolina wspomina, że na zebranie szła spokojna. Tymczasem skończyło się nerwowo. „Do domu wróciłam z bólem głowy. Najbardziej uderzył mnie pomysł z sukienkami. Jak mam wytłumaczyć córce, że nie może założyć czegoś, co kocha?” – mówi.

Lilka rano pierwsze, co robi, to podchodzi do szafy i wybiera spódniczkę albo sukienkę. Przebiera się kilka razy, kręci przed lustrem, negocjuje, co może założyć. „Ubieranie jej to hardcore, ale przynajmniej pokazuje, że ma swoje zdanie. A teraz mam jej powiedzieć, że wszystko idzie na dno szafy, bo pani tak zdecydowała?” – dodaje Karolina.

Zakaz słodyczy – tu łatwiej się zgodzić

Nie wszystkie nowe zasady wydały jej się absurdalne. „Jest zakaz przynoszenia słodyczy na urodziny. Trochę szkoda, bo dzieciaki zawsze cieszyły się na cukierki od jubilata. Ale rozumiem – są alergie, są diety. Można przynieść owoce albo tatuaże. To akurat jestem w stanie zaakceptować” – przyznaje.

„Biżuteria to już przesada”

Znacznie trudniej było jej pogodzić się z zakazem biżuterii. „Nie wolno nawet spinek z zawieszką, opasek i plastikowej biżuterii. A Lilka ma całą kolekcję bransoletek, które traktuje jak skarby. Czuje się wyjątkowa, kiedy może je założyć. I teraz nagle słyszę, że nie może. Serio? To przecież drobiazgi, które sprawiają dzieciom radość” – opowiada.

A Wy co sądzicie? Czy takie zakazy mają sens, czy raczej odbierają dzieciom zwykłe, codzienne radości?

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama