Z pierwszego zebrania wróciłam roztrzęsiona. Nie zgadzam się na takie traktowanie
Pierwsze zebranie w przedszkolu powinno uspokajać rodziców i dodawać im otuchy. Tymczasem ja wróciłam do domu roztrzęsiona i z poczuciem, że moje dziecko zostało potraktowane jak „mały dorosły”. Nauczycielka zamiast wsparcia serwowała nam kazania o samodzielności. A przecież każde dziecko rozwija się w swoim tempie!

Pierwsze zebranie w grupie 4-latków było dla mnie ogromnym rozczarowaniem. Wchodziłam na salę z nadzieją, że usłyszę o planie adaptacji, o zabawach, o tym, jak pomóc dzieciom wejść w nową rzeczywistość. Zamiast tego dostaliśmy dość ostre kazanie, z którego wynikało, że nasze dzieci muszą być od razu w pełni samodzielne.
„To nie żłobek, dzieci mają same sobie radzić”
Już na początku nauczycielka podkreśliła, że przedszkole to nie miejsce na „uczenie podstawowych czynności”. Usłyszeliśmy, że dziecko ma samo się ubierać, korzystać z toalety, radzić sobie przy stole i że „rodzice muszą zadbać, by czterolatek potrafił to od pierwszego dnia, a przecież już połowa września”. Padło nawet zdanie, że „na przewijanie nie ma czasu” i że dziecko musi wiedzieć, jak poprosić o pomoc.
Nie mam nic przeciwko samodzielności – uważam, że warto uczyć jej od małego. Ale czy naprawdę wszystkie dzieci w wieku czterech lat potrafią same się ubrać, zapiąć guziki, nalać sobie zupę albo zawsze zdążyć do toalety? Przecież to jest proces, a każde dziecko rozwija się w swoim tempie.
Kazania zamiast wsparcia
Najbardziej zabolało mnie, że ton rozmowy był protekcjonalny. Miałam wrażenie, że nie traktuje się nas jak partnerów, tylko jak rodziców, którzy „zawodzą”, skoro ich dzieci nie są idealnie samodzielne. Zamiast usłyszeć, że panie pomogą w pierwszych dniach, że dadzą dzieciom czas na oswojenie się z nową sytuacją, my dostaliśmy listę wymagań i gróźb, że jeśli dziecko „sobie nie radzi”, to będzie problem.
Wracałam do domu z ciężkim sercem. Moje dziecko dopiero zaczyna przygodę z przedszkolem, a już czuję, że będzie oceniane pod kątem tego, jak szybko samo się ubiera albo jak radzi sobie przy posiłku. To bardzo krzywdzące.
Każde dziecko ma swoje tempo
Wiem, że nie jestem jedynym rodzicem, który tak się poczuł. Samodzielność jest ważna, ale równie ważne są wsparcie i cierpliwość. W przedszkolu dzieci dopiero uczą się życia w grupie, nowych zasad i obowiązków. To naturalne, że jedne szybciej łapią nowe umiejętności, a inne potrzebują więcej czasu.
Nie zgadzam się na to, by traktować czterolatki jak małych dorosłych. Uważam, że rolą nauczyciela przedszkola jest towarzyszenie dziecku, a nie stawianie sztywnych wymagań. Chciałabym, żeby zebrania były miejscem rozmowy, a nie pouczania. Bo to właśnie współpraca między rodzicami a nauczycielami jest kluczem do tego, by nasze dzieci mogły rozwijać się w atmosferze zrozumienia i bezpieczeństwa.
Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl
Zobacz także: Nauczycielka: „Słowo przedszkolanka nie uwłacza. To, co wyprawiają rodzice – tak”