„Zamknijcie mordy” – krzyczała do dzieci w Ikei. I wcale nie jej słowa były najgorsze
Nie sądziłam, że w niedzielne popołudnie w Ikei usłyszę matkę, która przy stole wyzywa swoje dzieci od „durni” i „idiotów”. Ale to, co wydarzyło się później, było jeszcze bardziej wstrząsające.

Ikea, stolik i słowa, które bolą
Niedziela, tłum ludzi, dzieci biegające między stolikami, rozmowy, śmiechy, szum. To był zwyczajny obrazek – do momentu, gdy usłyszałam głos, którego nie dało się zignorować. Był ostry, przeszywający, wypełniony jadem.
– „Durnie! Idioci! Zamknijcie mordy!” – matka trzech chłopców siedzących przy stole obok nie przebierała w słowach. Najstarszy wyglądał na trzynaście lat, najmłodszy mógł mieć osiem. Chłopcy natychmiast zamilkli. Głowy spuścili nisko, dłonie nerwowo bawiły się frytkami, które przed chwilą wydawały się ich największym szczęściem.
Usłyszałam jeszcze: „Przez wasze gadanie dali mi frytki, a nie ziemniaki!”. I wtedy poczułam, jak ściska mnie w gardle.
Nie słowa były najgorsze
Owszem, nazwanie własnych dzieci „durniami” i „idiotami” to cios, który może boleć mocniej niż klaps. Ale tym razem najgorsze było coś innego. To, że nikt – absolutnie nikt – nie zareagował. Ani obsługa, ani ludzie przy stolikach obok. Wszyscy słyszeli, wszyscy widzieli, a jednak odwracali wzrok, jakby to była kolejna „rodzinna sprzeczka”.
Patrzyłam na tych chłopców i wiedziałam, że w ich pamięci ten moment zostanie na lata. Zostanie echo słów matki, ale i obraz dorosłych, którzy udawali, że nic się nie dzieje.
Matki nie usprawiedliwia zmęczenie
Można powiedzieć: była zmęczona, sfrustrowana, miała gorszy dzień. Ale zmęczenie nie daje prawa do upokarzania dzieci. To nie jest „wybuch nerwów”, to jest przemoc słowna – tak samo raniąca jak każde inne formy przemocy.
A słowa wypowiedziane publicznie, wśród ludzi, zostawiają dodatkową bliznę: wstyd. Te dzieci nie tylko usłyszały, że są „idiotami”, ale usłyszały to w miejscu, gdzie wszyscy patrzyli.
Dlaczego milczymy?
I tu wracam do tego, co było najgorsze – do naszej obojętności. Bo takich scen są setki. W autobusach, na placach zabaw, w kolejkach do kasy. Dzieci upokarzane, obrażane, gaszone jednym słowem. A my? Udajemy, że nie słyszymy. Bo „to nie nasza sprawa”. Bo „takie matki zawsze były”.
Może właśnie dlatego one czują się bezkarne. Mogą wyzwać własne dziecko od „durnia”, bo wiedzą, że nikt im nie powie ani słowa.
Może trzeba było się zastanowić
Patrząc na tę kobietę pomyślałam brutalnie: może trzeba było się zastanowić, zanim zdecydowała się zostać matką. Bo macierzyństwo to nie jest tylko prawo do posiadania dzieci. To przede wszystkim odpowiedzialność – za to, jak się do nich mówi, co się im przekazuje, jakie wspomnienia zapisuje się w ich sercach.
Nie wystarczy dać im jeść i ubrać. Trzeba jeszcze dać im szacunek.
Słowa, które zostają na zawsze
Dzieci dorosną. Te frytki zostaną zapomniane. Ale słowa „idioci” i „zamknijcie mordy” nie znikną nigdy. Będą echem w głowie w momentach, gdy ktoś podniesie głos. Będą cieniem w relacjach, w pracy, w dorosłym życiu.
I właśnie dlatego, stojąc w Ikei i patrząc na tę scenę, czułam, że najgorsze nie było to, co ona powiedziała. Najgorsze było to, że wszyscy pozwolili, by tak się do dzieci mówiło. Jakby to było coś normalnego.