Reklama

Plaża, skwar, dziecięce okrzyki i… kobieta, która nie wytrzymała. „Zapanuj nad nim!” – wykrzyczała, patrząc z dezaprobatą na kilkuletniego chłopca biegającego z wiaderkiem. W odpowiedzi usłyszała zdanie, które sprawiło, że gwar ucichł. A wiele matek poczuło, że ktoś w końcu powiedział to, co one myślą codziennie.

Reklama

To miał być zwyczajny dzień nad morzem. Jakich wiele – z ręcznikami w piachu, parawanami ustawionymi w twierdze i dziećmi, które nie potrafią usiedzieć w miejscu. Chłopiec biegał, śmiał się, coś krzyczał – w granicach normy. Ale najwyraźniej nie dla wszystkich. Obok niego leżała starsza kobieta, która po kilkunastu minutach nerwowego odwracania głowy w końcu nie wytrzymała.

– Zapanuj nad nim! To jest plaża, nie wybieg! – powiedziała na tyle głośno, że usłyszało pół wybrzeża.

Matka dziecka uniosła wzrok znad książki, spojrzała spokojnie na kobietę i odpowiedziała cicho, ale stanowczo: „Niech pani spróbuje zapanować nad sobą. On jest tylko dzieckiem. A pani – dorosłą osobą”.

I to wystarczyło.

Dlaczego tak łatwo nas osądzać?

Scena jak z filmu, a jednak prawdziwa. I powtarzająca się co roku w różnych konfiguracjach – czasem w sklepie, czasem w restauracji, a najczęściej właśnie latem, gdy dzieci są „widoczne” bardziej niż kiedykolwiek. Kiedy mogą wreszcie pobiegać, pokrzyczeć, być po prostu sobą.

I wtedy właśnie najczęściej spotykają się z dezaprobatą. Od osób, które być może zapomniały, że dzieci są częścią społeczeństwa. Że nie mają przycisku wyciszającego. Że nie są projektami parentingowymi do oceny, ale żywymi, czującymi, pełnymi energii małymi ludźmi.

Zobacz także: Wysadzam dziecko na plaży, gdy ma potrzebę. Czasem nie ma po prostu wyjścia

Wakacje nie są tylko dla dorosłych

Wakacyjne miejscowości są pełne dzieci. I choć wielu dorosłych marzy o spokoju, to nie oznacza, że dzieci mają być niewidzialne. Plaża, tak jak park czy deptak, to przestrzeń wspólna. Nikt nie ma na nią monopolu – ani dzieci, ani seniorzy, ani ci, którzy przyszli z książką, ani ci, którzy wolą muzykę na głośniku.

Wymaga to jednego: wzajemnego szacunku. A ten często, niestety, kończy się tam, gdzie zaczyna się dziecięcy krzyk.

– Chciałam, żeby moje dziecko pobyło w naturze, nie w apartamencie z bajkami. Ale po tej scenie miałam wrażenie, że muszę za jego obecność przepraszać – mówi Magda, mama 4-letniego Janka, która była świadkiem podobnej sytuacji w kolejce po lody. Jej syn bawił się kamykami, a gdy któryś spadł pod nogi pani przed nimi, usłyszała: „Niech go pani lepiej pilnuje. Nie po to przyjechałam tu odpoczywać, żeby się potykać o dzieciaki”.

Kto wyznacza granice „poprawnego dziecka”?

To pytanie, które wraca jak bumerang. Kiedy dziecko jest jeszcze „urocze”, a kiedy już „niegrzeczne”? Czy można się śmiać głośno? Czy można płakać? Dlaczego dzieci mają być cicho, skoro dorośli często nie umieją zachować się lepiej?

– To nie dzieci są problemem. To oczekiwania, że będą się zachowywać jak mali dorośli, mimo że ich układ nerwowy jeszcze na to nie pozwala – wyjaśnia psycholożka Marta Kabulska. – Każda publiczna scena to test społecznej empatii. I często oblewamy go z hukiem.

Siła w spokoju

Dlaczego ta jedna odpowiedź matki zrobiła takie wrażenie? Bo była spokojna, bez krzyku, bez pretensji – ale trafiała w sedno. Bo nie tłumaczyła się, nie przepraszała, nie usprawiedliwiała dziecka. Po prostu wyznaczyła granicę.

To ważna lekcja dla innych rodziców. Nie musisz się tłumaczyć za to, że twoje dziecko żyje, oddycha, biega, pyta. Nie musisz być „miła” dla osób, które nie mają w sobie cienia zrozumienia. I nie musisz wyciszać dziecka, by zyskać aprobatę plażowiczów.

Czasem wystarczy jedno zdanie. Takie, które przywraca ci godność. I uczy innych, że empatia nie kończy się na własnym leżaku.

"Zapanuj nad nim" to nie tylko komentarz z plaży. To echo społeczeństwa, które zapomniało, że dzieci też mają prawo być sobą.

Reklama

Czytaj także: Nie zabieram małych dzieci na wakacje. Rodzice, serio, opanujcie się

Reklama
Reklama
Reklama