Zaskakujący mail od matematyczki w środku nocy. „Za moich czasów nauczyciele byli inni”
Nie spodziewałam się, że o pierwszej w nocy usłyszę dźwięk przychodzącej wiadomości w Librusie. Jeszcze bardziej nie spodziewałam się, że ten nocny mail poruszy mnie tak bardzo.

Piszę ten list, bo od wczoraj ciągle o tym myślę. Za moich czasów nauczyciel zamykał dziennik, wychodził ze szkoły i tyle – nie interesowało go, kto ma zaległości, kto czego nie rozumie, komu brakuje odwagi, żeby zapytać na lekcji. Dlatego, kiedy zobaczyłam wiadomość od matematyczki mojego syna, wysłaną długą nocą, najpierw pomyślałam, że to pomyłka. A potem przeczytałam.
Nauczycielka, która nie kończy pracy po dzwonku
Pani dokładnie przeanalizowała ostatni sprawdzian. Napisała wprost, że cała klasa ma problem z materiałem – nie jedna osoba, nie kilka, ale prawie wszyscy. Wyjaśniła, jakie umiejętności sprawiają dzieciom trudność i jak ona to widzi w trakcie lekcji.
Mogła poprzestać na krótkiej uwadze, na lakonicznym „proszę powtórzyć materiał”. Tymczasem to była długa, przemyślana wiadomość.
Konkretne wskazówki i propozycje, żeby pomóc dzieciom
Najbardziej ujęło mnie to, że nie skończyło się na diagnozie. Pani rozpisała dokładne zalecenia: co po kolei powtórzyć, jakie zadania robić w domu, jak tłumaczyć dzieciom trudniejsze fragmenty. Dołączyła przykłady zadań, podała linki, a nawet zapowiedziała krótkie kartkówki „nie na ocenę” tylko po to, żeby stopniowo utrwalać wiedzę.
Powiedziała też, że rozumie, że dzieci są zmęczone, że rodzice pracują, że w tym wieku matematyka bywa frustrująca. I dlatego chce z nimi ćwiczyć małymi krokami, zamiast oceniać surowo od razu przy tablicy. To był mail pełen troski, a nie pretensji czy wyrzutów. Pomyślałam wtedy, że takie podejście wymaga ogromu pracy, serca i czasu, którego przecież nikt jej dodatkowo nie daje.

Za moich czasów było inaczej
Czytając ten mail, wróciłam do swoich szkolnych wspomnień. U nas nikt tak nie rozmawiał z rodzicami. Nauczyciele traktowali szkołę jak miejsce swojej pracy, a nie misję. Jeśli ktoś sobie nie radził – trudno, zostawał sam. Pomoc? Indywidualne wskazówki? Zainteresowanie tym, jak wygląda sytuacja w domu? To nie było normalne ani codzienne.
A teraz widzę nauczycielkę, która pisze do nas po północy, bo martwi się, że cała klasa pogubiła się w ułamkach. Widzi, jak pracują, i wychwytuje ich braki wcześniej, niż my jako rodzice bylibyśmy w stanie zauważyć. To mnie po prostu wzruszyło. Poczułam wdzięczność, bo wiem, że nie każdy ma takie szczęście.
Dlatego chcę podkreślić: takich nauczycieli powinniśmy doceniać. Może nie robią hałasu wokół siebie, może nie oczekują oklasków. Ale wykonują ogromną pracę, która pomaga naszym dzieciom nabierać pewności i iść naprzód.
I jeśli trzeba napisać o pierwszej w nocy, to piszą – nie dlatego, że muszą, tylko dlatego, że im zależy. Proszę, popatrzmy na nauczycieli życzliwiej, bo wielu z nich to naprawdę wspaniali pedagodzy i cudowne osoby.
Daria
Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl
Zobacz też: 1 zdanie, po którym od razu poznasz toksycznego rodzica. „Tak niszczą dzieci”