Reklama

Siedziałam na krzesełku w sali przedszkolnej, dumna i wzruszona, patrząc, jak mój synek śpiewa piosenkę dla rodziców. Obok mnie stała moja torebka − nic nadzwyczajnego, zwykła kobieca torba, w której noszę wszystko: portfel, chusteczki, telefon, klucze. W pewnym momencie zauważyłam, że jakaś mała dziewczynka, może trzyletnia, zaczęła w niej grzebać.

Mała rączka w mojej torebce

Nie wierzyłam własnym oczom. Zanim jej mama zdążyła zareagować (albo raczej: zanim w ogóle zauważyła), dziewczynka wyjęła mój błyszczyk i zaczęła się nim bawić. Delikatnie, ale stanowczo powiedziałam: „Kochanie, nie grzebie się w cudzych rzeczach, to brzydko. Oddaj, proszę”.

Zabrałam torebkę, odłożyłam ją na kolana i pomyślałam, że sprawa zakończona. Ale wtedy usłyszałam słowa, które mnie wmurowały.

„Nie podoba mi się ton, w jakim zwracasz się do mojego dziecka”

Matka tej dziewczynki, która wcześniej wpatrywała się w telefon, nagle podniosła głowę i z wyrzutem rzuciła: „Nie podoba mi się ton, w jakim zwracasz się do mojego dziecka”.

Na chwilę mnie zatkało. Nie krzyczałam, nie byłam opryskliwa, powiedziałam tylko jedno krótkie zdanie. Ale w jej oczach to był atak.

Nie chciałam się kłócić, więc nic nie odpowiedziałam. Choć w środku aż się gotowałam. Zamiast przeprosin albo choćby krótkiego „oj, przepraszam, moja córeczka czasem jest zbyt ciekawska”, usłyszałam pretensję, że ośmieliłam się zwrócić uwagę. Jakby jej dziecko miało specjalne przywileje.

To nie był żaden „zły ton” – to była zwykła reakcja dorosłej osoby, której ktoś obcy grzebie w rzeczach. I to nie chodzi o błyszczyk czy portfel, tylko o granice. Uważam, że uczenie dziecka szacunku do cudzej własności zaczyna się właśnie od takich sytuacji. Jeśli rodzic nie reaguje, to kto ma to zrobić?

zwracanie uwagi dziecku
Jeśli dziś pozwolimy dziecku grzebać w cudzej torebce, jutro może pomyśleć, że wszystko mu wolno - napisała nasza czytelniczka, fot. AdobeStock/Julija

Gdzie się podziało wychowanie?

Wracałam do domu z uczuciem żalu. Nie dlatego, że jakaś trzylatka wzięła mój błyszczyk, tylko dlatego, że jej mama uznała, że to ja zrobiłam coś złego.

Zastanawiam się, w jakim świecie dorastają dziś dzieci, skoro rodzice boją się zwrócić im uwagę, żeby nie „urazić”. Kiedyś to było oczywiste – jeśli dziecko zachowywało się niewłaściwie, każdy dorosły miał prawo i obowiązek zareagować. Teraz wszystko staje się polem minowym: powiesz coś za cicho – źle, powiesz coś za głośno – też źle.

Nie jestem ideałem. Też popełniam błędy, czasem krzyknę, czasem się spóźnię z reakcją. Ale zawsze uczę mojego syna, że nie wolno dotykać cudzych rzeczy bez pytania. To prosta zasada, która pokazuje szacunek.

Tymczasem mam wrażenie, że coraz więcej rodziców chce wychowywać dzieci „bez stresu” – czyli tak, żeby nikt im nigdy nie zwrócił uwagi. Tylko że świat nie działa w ten sposób. W życiu nie zawsze ktoś pogłaszcze po głowie i powie: „nic się nie stało”.

Nie żałuję, że zwróciłam uwagę temu dziecku. Zrobiłabym to samo drugi raz. Jeśli dziś pozwolimy dziecku grzebać w cudzej torebce, jutro może pomyśleć, że wszystko mu wolno. A wtedy nie pomoże żaden „dobry ton”.

Gabi


Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl

Zobacz też: Nauczycielka: „To pokolenie żyje w innym świecie. Pytanie o autokar mnie zasmuciło”

Reklama
Reklama
Reklama