3 największe pułapki wakacyjne w Turcji. „Myślałam, że na all inclusive zaoszczędzę”
Turcja od lat kusi Polaków tanimi wakacjami. Piękne hotele, palmy, ciepłe morze i obietnica luksusu w cenie nadbałtyckiego pensjonatu. Ale kto już tam był, wie, że łatwo wpaść w finansowe i organizacyjne pułapki, które potrafią zamienić wymarzone wakacje w pasmo stresu i rozczarowań.

Pułapka nr 1. „All inclusive” nie znaczy „za darmo”
– Kupiłam wczasy za 3400 zł od osoby, licząc, że przez tydzień nie wydam już ani złotówki. Przecież to all inclusive, prawda? – opowiada Ania, która spędziła w Turcji 7 dni z mężem i dwójką dzieci. – Pierwsze rozczarowanie przyszło już w hotelu, kiedy dzieci chciały świeżo wyciskany sok z pomarańczy. Okazało się, że w cenie jest tylko koncentrat z maszyny. Za sok trzeba było płacić 2-3 euro. Lody? Też poza godzinami „happy hour” dodatkowo płatne. W końcu za same napoje i przekąski dopłaciliśmy prawie 400 zł w ciągu tygodnia.
To częsty problem w tureckich hotelach. Choć w ofercie biura podróży widnieje „all inclusive”, diabeł tkwi w szczegółach. Często świeżo wyciskane soki, kawy z ekspresu, alkohol importowany czy lody są dodatkowo płatne, a darmowe są tylko te najtańsze i dostępne w określonych godzinach.
Pułapka nr 2. Bezpłatne atrakcje, które nagle kosztują
Basen ze zjeżdżalniami, mini aquapark, wieczorne animacje, plac zabaw – to wszystko brzmi jak raj dla rodzin. Ale w wielu hotelach część atrakcji okazuje się płatna, choć reklamy mówią coś innego.
– W opisie hotelu były „animacje dla dzieci”, a na miejscu okazało się, że mini disco jest faktycznie darmowe, ale wszystkie warsztaty typu malowanie, robienie bransoletek czy zajęcia w sali zabaw kosztują od 10 do 20 euro za godzinę – mówi Monika, mama 4-letniej Hani. – Za cały tydzień zostawiłam tam dodatkowo 150 euro, bo przecież nie powiem dziecku: „Nie idź, mama nie ma pieniędzy”.
Podobnie bywa z leżakami w pierwszej linii brzegowej, prywatnymi plażami przy hotelach czy atrakcjami wodnymi, które w opisie widnieją jako „dostępne na plaży”. Są dostępne – ale za niemałą opłatą.
Pułapka nr 3. Tanie zakupy w sklepikach? Zapomnij
Turcja wielu osobom kojarzy się z rajem tanich podróbek, złota i tekstyliów. Jednak w kurortach ceny są często wyższe niż w polskich galeriach. Sprzedawcy widzą turystów i automatycznie podbijają kwoty kilkukrotnie. Nawet jeśli się targujesz, rzadko schodzisz do realnej wartości towaru.
– Kupiłam „oryginalne” buty sportowe za 250 zł w Alanyi. Po powrocie do Polski rozerwały się po miesiącu – żali się Kaja, która w Turcji była w czerwcu. – W dodatku zapłaciłam w euro, bo nie chciało mi się wymieniać lir, a sprzedawca przeliczył po kosmicznym kursie.
Podobnie jest z pamiątkami na lotnisku. Woda mineralna 0,5 l kosztuje 2-3 euro, a zwykła czekolada 5-6 euro. Jeśli masz wylot w nocy i nie masz zapasu napojów dla dzieci, przepłacisz kilkukrotnie.
„Za rok wracam do Turcji, ale mądrzejsza”
Mimo tych pułapek Polacy wciąż kochają Turcję za gwarantowaną pogodę, przyjaznych ludzi i niesamowite hotele w przystępnej cenie. Warto jednak jechać tam przygotowanym.
– Za rok znów wybieram Turcję, ale tym razem poczytam opinie o hotelu, sprawdzę, co naprawdę obejmuje all inclusive, wymienię liry jeszcze w Polsce i nie dam się wciągnąć w każdą dodatkową atrakcję. Bo te wakacje były piękne, ale portfel odczuł je dotkliwiej, niż się spodziewałam – podsumowuje Ania.