Reklama

Siedząc ostatnio w szkolnej świetlicy, czekając na córkę, usłyszałam rozmowę dwóch mam. Jedna z nich powiedziała: „Wypisałam syna z tej edukacji zdrowotnej, bo ksiądz mówił, że to niebezpieczne”. Druga tylko pokiwała głową, dodając, że nie chce, by szkoła „mieszała dziecku w głowie”. Zastanowiło mnie to, bo przecież ten przedmiot miał być właśnie wsparciem – dla dzieci, które dziś żyją w świecie pełnym presji, emocji i trudnych wyborów.

Edukacja zdrowotna – temat, który podzielił rodziców

Ministra edukacji Barbara Nowacka w rozmowie z TOK FM przyznała, że sytuacja ją martwi. „Też nie jestem zadowolona, że wielu uczniów wypisało się z edukacji zdrowotnej. To zły znak dla podejścia i do edukacji, i do zdrowia” – powiedziała. To zdanie rozbrzmiewało mi w głowie jeszcze długo, bo choć polityka to jedno, tu chodzi przecież o realne życie i emocje młodych ludzi.

Nowacka wyjaśniła też, że nieobowiązkowy charakter przedmiotu nie jest jej wymysłem, a kompromisem. „Uznałam, że nie ma powodu robić wielkiej wojny politycznej o edukację zdrowotną, która jest potrzebnym przedmiotem” – tłumaczyła. Dodała, że chciała uniknąć ataków na szkoły, które mogłyby być skutkiem przymusowego wprowadzenia zajęć.

„Kościół okłamał rodziców w sprawie edukacji zdrowotnej”

Największe kontrowersje – jak przyznała Nowacka – pojawiły się ze strony duchowieństwa i środowisk konserwatywnych. „Przy tym, co wyczyniała prawica i Episkopat wokół tego przedmiotu, to było do przewidzenia” – stwierdziła w wywiadzie, komentując niską frekwencję na nowym przedmiocie. Jej słowa odbiły się szerokim echem. Ministra nie ukrywała, że w jej opinii to właśnie Kościół „uderzył” w edukację zdrowotną, przedstawiając ją jako zagrożenie dla wartości rodzinnych. „Rodzice zobaczą, że Kościół ich okłamał” – dodała.

Trudno nie przyznać jej racji, obserwując, jak wiele nieporozumień narosło wokół samego programu zajęć. Bo edukacja zdrowotna to nie „ideologia”, jak niektórzy próbują ją przedstawiać. To rozmowy o emocjach, dojrzewaniu, zdrowym stylu życia, relacjach i granicach. Zajęcia mają uczyć dzieci dbałości o siebie – zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Pierwsze lekcje moich dzieci już za nami, więc wiem, o czym mówię.

Chyba każdy rodzic dorastających dzieci wie, jak bardzo rozmowy z nastolatkami są dziś potrzebne. Czasem dziecko nie chce rozmawiać z nami o trudnych tematach, bo się wstydzi. Wtedy właśnie szkoła może być bezpiecznym miejscem, w którym młody człowiek usłyszy, że jego emocje są normalne, a pytania – ważne.

edukacja zdrowotna w szkole
Edukacja zdrowotna to ważne tematy i mnóstwo potrzebnej wiedzy, fot. AdobeStock/LIGHTFIELD STUDIOS

Dlaczego rodzice powinni dać edukacji zdrowotnej szansę?

Ministra Nowacka ma rację, mówiąc, że „rodzice przekonają się z czasem, że zostali w tej sprawie okłamani”. Zamiast ufać plotkom i kazaniom, warto spojrzeć, czym naprawdę jest ten przedmiot. Edukacja zdrowotna to nie tylko rozmowy o dojrzewaniu czy seksualności. To też nauka o zdrowym odżywianiu, higienie snu, uzależnieniach, stresie czy radzeniu sobie z emocjami.

Wielu rodziców mówi, że chciałoby, aby ich dzieci były szczęśliwe, silne psychicznie i potrafiły o siebie zadbać. Ale jak mają się tego nauczyć, skoro odbiera im się możliwość rozmowy na ten temat w szkole? Nowacka przyznała: „Czasami dziwię się rodzicom, którzy wiedzą, że mają dzieciaki w kryzysie, a nie wysyłają ich na przedmiot, nie dając wsparcia i narzędzi”.

To zdanie mnie poruszyło, bo każdy z nas zna choć jedno dziecko, które ma trudności emocjonalne. Depresja, lęk, samotność – to już nie są problemy „czyichś” dzieci, to codzienność w wielu domach. I jeśli szkoła może w tym pomóc, to dlaczego nie dać jej szansy?

Źródło: TOK FM

Zobacz też: Nauczycielka: „To pokolenie żyje w innym świecie. Pytanie o autokar mnie zmiażdżyło”

Reklama
Reklama
Reklama