Będzie więcej wolnego dla rodziców. Rząd daje 40 godzin ekstra, ale tylko wybranym
Rodzice pracujący na etacie mogą zyskać nawet 5 dodatkowych dni wolnych rocznie. Propozycja, która właśnie trafiła pod lupę resortu rodziny, to jeden z najrozsądniejszych postulatów ostatnich lat.

Wygląda na to, że ktoś wreszcie spojrzał na pracujących rodziców nie jak na wiecznych kombinatorów, tylko jak na ludzi, którzy naprawdę próbują pogodzić ogień z wodą – czyli dzieci, pracę, choroby sezonowe, zebrania w szkole i wiecznie zapchane przychodnie.
5 dni wolnego, ale nie dla wszystkich rodziców
O co dokładnie chodzi? Rzeczniczka Praw Dziecka wspólnie z Naczelną Radą Adwokacką złożyła oficjalny apel do Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Postulują zwiększenie obecnego wymiaru dni wolnych na opiekę nad dzieckiem. Dziś rodzic może skorzystać z 2 dni lub 16 godzin zwolnienia od pracy na opiekę nad dzieckiem do 14. roku życia. A co, jeśli dzieci jest dwoje albo troje?
Właśnie tu pojawia się nowa propozycja: dla rodzica wychowującego więcej niż jedno dziecko w wieku do 14 lat, wymiar opieki miałby się proporcjonalnie zwiększyć – o 8 godzin lub 1 dzień na każde kolejne dziecko. Limit? Maksymalnie 40 godzin lub 5 dni w ciągu roku. Prosto, logicznie i bez żadnych cudów.
Co najważniejsze, ministra rodziny Agnieszka Dziemianowicz-Bąk już zapowiedziała, że resort poddaje wszystkie zgłoszone postulaty szczegółowej analizie. Brzmi jak polityczna formułka? Może, ale między wierszami czuć, że temat jest potraktowany poważnie.
40 godzin wolnego na dzieci. Dla kogo to zmieni wszystko?
Na razie jedno jest pewne – nawet jeden dzień więcej może rodzicom zrobić różnicę. Kiedy jedno dziecko jest chore, a drugie akurat ma konkurs recytatorski, trzeba się niemal rozdwoić. A potem nadrabiać maile wieczorem, ukrywając zmęczenie za kolejną filiżanką kawy.
Jeśli ta propozycja wejdzie w życie, setki tysięcy rodziców odetchną z ulgą. Bo to nie tylko dodatkowy dzień wolny – to sygnał, że państwo zauważa, jak wygląda codzienność rodzin w praktyce. I że rodzicielstwo nie kończy się na jednym dziecku, a każde kolejne nie powoduje magicznego rozmnożenia czasu ani urlopu.
Nie bez znaczenia jest też to, że wreszcie ktoś mówi o tym głośno. Zamiast kolejnej kampanii społecznej o „wartości rodziny”, mamy konkretny, prawny postulat – wymierną ulgę, która mogłaby pomóc w codziennym logistyce życia rodzinnego.
Mój komentarz: mały krok, wielka ulga
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie każdemu się to spodoba. Pracodawcy już pewnie zgrzytają zębami na myśl o kolejnych dniach nieobecności. Ale z drugiej strony – rodzice to nie problem, tylko siła napędowa każdej firmy.
Zmęczony, zestresowany pracownik, który martwi się o chore dziecko, nie jest ani efektywny, ani kreatywny. Dajmy mu więc choć ten jeden dodatkowy dzień w roku – może wykorzysta go na wywiadówkę, może na wizytę u pediatry. A może po prostu po to, żeby chwilę odetchnąć.
Sama bardzo liczę na to, że ten projekt nie skończy jako kolejna idea wrzucona do szuflady. I choć to „tylko” 5 dni rocznie, dla wielu rodzin to będzie zmiana, która pozwoli odzyskać równowagę między pracą a domem. Równowagę, której tak bardzo dziś potrzebujemy. Bo dzieci rosną szybko, a czasu dla nich nie da się odzyskać.
Zobacz też: