Reklama

800 plus – pomoc dla dzieci, nie nagroda za pracę

Od kilku dni w debacie publicznej rozbrzmiewa temat zawetowania przez prezydenta Karola Nawrockiego nowelizacji ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy. Prezydent stwierdził, że 800 plus powinni dostawać tylko ci, którzy pracują. W jego opinii wsparcie finansowe nie może trafiać do osób, które nie utrzymują zatrudnienia.

Reklama

Na te słowa zdecydowanie odpowiedziała ministra rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. Zwróciła uwagę, że to nie jest program dla dorosłych, lecz świadczenie przeznaczone dla dzieci. A one – jak podkreśliła – nie ponoszą winy za to, że ich mama właśnie straciła pracę albo znalazła się trudnej sytuacji życiowej.

„800 plus to pieniądze dla i na dzieci. Dzieci, które nie odpowiadają za to, czy ich mama ma pracę, czy właśnie ją straciła, czy opiekuje się chorą babcią albo noworodkiem. Pracę należy doceniać. Po utracie pracy trzeba zachęcać i pomagać w znalezieniu nowej. Ale za utratę pracy nie można karać − zwłaszcza niewinnych dzieci. To abc ludzkiej przyzwoitości. Wstyd, że zabrakło jej prezydentowi” − napisała ministra na portalu X.

I trudno się z tym nie zgodzić. Program 800 plus od samego początku miał wspierać rodziny w wychowaniu dzieci, niezależnie od tego, czy rodzice w danym momencie pracują, czy nie. To było podstawowe założenie i fundament społeczny, który stał się jednym z filarów polityki rodzinnej w Polsce. Próba zmiany tego sensu uderza w najmłodszych i odsuwa na bok to, co w całej dyskusji powinno być najważniejsze – dobro dziecka.

Dzieci nie mogą płacić za błędy dorosłych

Nie jest tajemnicą, że utrata pracy może spotkać każdego – niezależnie od narodowości. Wystarczy zamknięcie zakładu, restrukturyzacja, nagła choroba czy obowiązki opiekuńcze. W takich sytuacjach rodzina staje się szczególnie narażona na problemy finansowe. I właśnie wtedy wsparcie państwa jest najbardziej potrzebne, bo daje poczucie bezpieczeństwa, stabilności i pozwala dzieciom żyć w możliwie normalnych warunkach.

Jeśli świadczenie miałoby być uzależnione od zatrudnienia, to w praktyce oznaczałoby karanie dzieci za to, że rodzic znalazł się w trudnej sytuacji życiowej. A przecież to nie maluchy odpowiadają za decyzje polityków, pracodawców czy losowe zdarzenia. Ich potrzeby są takie same, niezależnie od tego, czy mama pracuje w biurze, czy właśnie straciła etat i szuka nowego zajęcia.

Dlatego słowa minister Agnieszki Dziemianowicz-Bąk są tak ważne. To przypomnienie, że pomoc społeczna nie powinna opierać się na uprzedzeniach wobec określonej grupy narodowej, ale na elementarnej wrażliwości. W końcu mówimy o dzieciach, które w żadnym przypadku nie powinny być wciągane w polityczne spory.

Polityka polityką, ale przyzwoitość musi być ponad podziałami

Decyzja prezydenta Karola Nawrockiego wywołała falę komentarzy i gorącą dyskusję w sieci. Jedni popierają jego podejście, inni – tak jak szefowa MRPiPS – nie kryją oburzenia. Ja patrzę na to z perspektywy mamy i dziennikarki, która od dwóch dekad obserwuje polityczne debaty i wiem jedno: przyzwoitość powinna stać wyżej niż polityczne rozgrywki.

Nie ma nic bardziej bolesnego niż widok dziecka, które cierpi z powodu decyzji dorosłych. Nieważne, czy chodzi o polskie czy ukraińskie rodziny – każde dziecko ma prawo do godnego życia i poczucia bezpieczeństwa. Jeśli zaczniemy je traktować jak element negocjacji, to stracimy coś, co w społeczeństwie powinno być nienaruszalne – podstawowy humanitaryzm.

Dlatego uważam, że w tej dyskusji musimy odłożyć na bok uprzedzenia i polityczne kalkulacje. W centrum powinny znaleźć się dzieci, bo to one najbardziej odczują skutki każdej decyzji. A ich los nigdy nie powinien zależeć od tego, kto właśnie siedzi w Pałacu Prezydenckim czy w ministerialnym gabinecie.

Reklama

Zobacz też: Fatalna zmiana w kalendarzu roku szkolnego. Rodzice drżą o portfele: „Zbankrutujemy”

Reklama
Reklama
Reklama