Bezdzietne kobiety powinny pracować dłużej. „Brak przesłanek do zakończenia aktywności zawodowej”
Kiedy przeczytałam o tej petycji, poczułam coś między niedowierzaniem a gniewem. Zastanowiłam się, w jakim kierunku zmierzamy, jeśli zaczynamy dzielić kobiety według liczby urodzonych dzieci.

Nie ukrywam, że temat mnie poruszył. Może dlatego, że od lat obserwuję, jak kobiety w Polsce — niezależnie od tego, czy są matkami, czy nie — walczą o swoje miejsce na rynku pracy. Jedne godzą macierzyństwo z karierą, inne poświęcają się zawodowi w stu procentach, ale żadna z tych dróg nie jest łatwiejsza. Dlatego pomysł, by kobiety bezdzietne miały pracować dłużej, brzmi jak kolejny sposób na wprowadzenie podziału tam, gdzie wcale nie powinien istnieć.
Czy macierzyństwo ma decydować o długości życia zawodowego?
Zgodnie z petycją, która trafiła na biurko prezydenta, kobiety bez dzieci miałyby pracować do 65. roku życia − czyli tyle samo, co mężczyźni. Anonimowy autor uzasadnia, że brak potomstwa oznacza brak „przesłanek biologicznych i społecznych” do wcześniejszej emerytury. Słowa te brzmią sucho, niemal technicznie, jakby dotyczyły statystyk, a nie ludzi. A przecież za każdą kobietą stoi historia, wybory, doświadczenia, których nie da się sprowadzić do rubryki „dzieci: tak/nie”.
Nie każda kobieta nieposiadająca dzieci dokonała takiego wyboru świadomie. Czasem to los, zdrowie, sytuacja życiowa. Czasem to świadoma decyzja − i każda z tych sytuacji powinna budzić szacunek, nie ocenę. Ustalanie wieku emerytalnego w oparciu o prywatne decyzje dotyczące macierzyństwa jest nie tylko wątpliwe etycznie, ale i niebezpieczne społecznie.
Co mówi społeczeństwo − i dlaczego temat emerytur wywołuje emocje
Sondaż SW Research przeprowadzony dla „Wprost” nie pozostawia złudzeń: większość Polaków nie popiera pomysłu podniesienia wieku emerytalnego dla kobiet bezdzietnych. Aż 58,3 proc. badanych powiedziało „nie”. Wśród kobiet sprzeciw jest jeszcze silniejszy − 68,3 proc. respondentek nie zgadza się na takie rozwiązanie.
Czy to znaczy, że kobiety boją się pracy? Nie. To raczej wyraz sprzeciwu wobec nierównego traktowania i nieustannego wartościowania kobiet w kategoriach „matka” lub „nie-matka”. Bo jeśli dziś mówimy o emeryturze, jutro ktoś może zaproponować inne rozwiązania różnicujące prawa obywateli w zależności od ich wyborów osobistych. A przecież prawo powinno być równe dla wszystkich.
Warto zauważyć, że argumenty o „braku przesłanek społecznych” brzmią jak próba racjonalizacji nierówności. Praca zawodowa to tylko jeden z elementów życia − a nie każdy mierzy sens swojego życia przez pryzmat potomstwa. W dodatku kobiety bez dzieci często wnoszą ogromny wkład w społeczeństwo: opiekują się rodzicami, pracują społecznie, angażują w edukację, kulturę czy działalność charytatywną. Czy to się nie liczy?

Gdzie jest granica równości?
Nie ma jednej recepty na sprawiedliwość w systemie emerytalnym, ale jedno jest pewne: różnicowanie wieku emerytalnego według liczby dzieci to krok wstecz. Nie da się w ten sposób zbudować społeczeństwa opartego na zaufaniu i wzajemnym szacunku. Jeśli już mówimy o reformie, powinna ona uwzględniać indywidualny dorobek zawodowy, staż pracy, a nie status rodzinny.
Być może petycja wcale nie znajdzie poparcia u polityków. Ale jedno wiem na pewno: każda taka dyskusja pokazuje, że wciąż musimy walczyć o równe traktowanie kobiet. Bo niezależnie od tego, czy któraś z nas jest matką, czy nie — każda zasługuje na godność, szacunek i prawo do odpoczynku po latach pracy.
Ta petycja to nie tylko głos w sprawie emerytur, ale też lustro pokazujące, jak myślimy o kobietach w Polsce. Czy widzimy w nich pełnoprawne obywatelki, czy tylko ich funkcję biologiczną? W świecie, w którym coraz częściej mówimy o empatii i równości, czas przypomnieć, że kobiecość ma wiele twarzy − i żadna z kobiet nie powinna pracować dłużej tylko dlatego, że nie ma dzieci.
Źródło: Wprost
Zobacz też: Bonus dla rodziców: aż 1000 zł miesięcznie na dziecko. Jest tylko 1 warunek