Reklama

Zwróciłam uwagę na buty tej dziewczynki

Gdy przyszłam pierwszego dnia na zbiórkę, jak zawsze patrzyłam dzieciom na buty. To taki mój nawyk – dużo można się z nich dowiedzieć. Czy dziecko chodzi poprawnie, czy buty są znoszone, czy są dopasowane do pogody. Jedna z dziewczynek, nazwijmy ją Ola, miała na sobie adidasy na rzepy.

Reklama

Przemoknięte, rozwalające się. No cóż – pogoda nam nie dopisała, a ona miała tylko klapki i sandały. Te sportowe nie chciały wyschnąć. Na drugi dzień pożyczyła od koleżanki inne – klasyczne, ze sznurowadłami. I wtedy się zaczęło.

Proszę pani, ja nie umiem tego zawiązać! powiedziała z płaczem, kiedy stałyśmy przed domkiem. W pierwszej chwili pomyślałam, że może zbyt ciasne, że nie da rady. Ale nie – ona po prostu nie umiała zawiązać butów. Dziesięcioletnia dziewczynka. I nie, nie miała żadnej niepełnosprawności, żadnych trudności ruchowych. Po prostu nikt jej tego nie nauczył.

Nie umie zawiązać butów, ale ma smartwatcha

Byłam w szoku. Nie dlatego, że to trudna czynność, ale dlatego, że w świecie, w którym dzieci bez mrugnięcia okiem scrollują TikToka i wiedzą, co to „algorytm”, nie potrafią zawiązać sznurowadeł. To nie jest ich wina. One po prostu nie miały okazji się tego nauczyć – bo w pośpiechu rodzice ciągle je wyręczają.

Nie chcę tu jechać po rodzicach. Wiem, jak wygląda życie sama mam dwójkę nastoletnich dzieci, sama łapałam się na tym, że szybciej jest zrobić coś za dziecko, niż czekać, aż samo w końcu to zrobi. Ale gdzieś w tym wszystkim zgubiliśmy rozsądek. Bo jeśli 10-letnie dziecko nie potrafi poradzić sobie z butami, to jak ma potem dać sobie radę z większymi problemami?

A my – dorośli – przecież to widzimy. Przed koloniami podpisujemy regulaminy, kupujemy plecaki, wkładamy im powerbanki, dajemy zegarki z GPS-em. Ale nie uczymy, jak się wiąże buty. Jak rozwiesić ręcznik, jak zapakować walizkę, jak powiedzieć „nie” rówieśnikom.

Zobacz też: To miały być wakacje offline. Po tym, co dziadek pokazał Antkowi, cały plan wziął w łeb

Nie chodzi o buty. Chodzi o to, co w głowie i w sercu

Dla mnie te rzepy są symbolem. Tego, że jako rodzice chcemy dzieciom ułatwiać życie, ale robimy coś odwrotnego – zabieramy im szansę na naukę, na samodzielność, na dumę. Bo przecież nie chodzi tylko o wiązanie. Chodzi o cały pakiet umiejętności, które dają dzieciom poczucie sprawczości.

Ola przez trzy dni chodziła w tych pożyczonych butach i codziennie prosiła mnie, żebym jej je zawiązała. No to wiązałam. Ale serio? Miałam ochotę zadzwonić do jej rodziców i zapytać: jak można coś takiego zrobić własnemu dziecku? Ja bym się zwyczajnie wstydziła puścić je na kolonie bez takiej podstawy.

Reklama

Może ten tekst przeczyta ktoś, kto właśnie pakuje dziecko na wyjazd. I może, zamiast wrzucać do torby kolejną tubkę pasty, warto się na chwilę zatrzymać i zapytać: czy ono sobie poradzi? Bo problemem nie są buty. Problemem jest to, że coraz więcej dzieci nie wie, co to znaczy radzić sobie samemu.

Reklama
Reklama
Reklama