Reklama

Zawsze starałam się pakować córce proste, zdrowe drugie śniadanie, odkąd była mała – tu kanapkę z serem, czasem z szynką, do tego jabłko albo marchewka pokrojona w słupki. Tam buła z Nutellą albo dżemem. Nic nadzwyczajnego, zwykłe jedzenie, które ma ją nasycić i dać energię na kilka godzin nauki.

Reklama

Teraz Alka zaczęła liceum. Już w pierwszym tygodniu wróciła smutna. Powiedziała coś w stylu: „Mamo, w mojej śniadaniówce było tak zwyczajnie, a koleżanka miała tyle fajnych rzeczy. A Tymonowi rodzice dają po prostu kasę na coś z Żabki”.

Kiedy jedzenie staje się powodem do wstydu

Jak się okazało, część dzieci przychodzi do szkoły z pudełkami wypełnionymi jak miniaturowe bufety: kolorowe tortille, sałatki w małych słoiczkach, owoce egzotyczne pokrojone w fantazyjne kształty, orzechy, batony proteinowe. Wszystko podane w wielokomorowych lunchboxach, wyglądających jak zestaw degustacyjny z drogiej restauracji. Dzieci zaczynają patrzeć na to, co mają inni, i porównywać – a to szybko przeradza się w poczucie, że jedni są „lepsi”, a inni „gorsi”.

Nie mam nic przeciwko temu, że ktoś dba o zdrowe i urozmaicone posiłki dla swojego dziecka. Każdy rodzic wybiera to, co uważa za najlepsze. A niektórzy, jak rodzice Tymona, nie pakują nic i dają kasę do ręki. Też można. Problem zaczyna się wtedy, gdy z tej troski rodzi się niezdrowa rywalizacja. Bo czy naprawdę dziecko, które dopiero staje się nastolatkiem i ciąży na nim ogromna presja, powinno martwić się tym, że jego kanapka wygląda „zwyczajnie”?

Moja córka, patrząc na śniadaniówki koleżanek, poczuła się gorsza. Nie dlatego, że była głodna. Nie dlatego, że jedzenie jej nie smakowało. Ale dlatego, że jej pudełko nie wyglądało „jak z Instagrama”. To przykre, że nawet w tak prostej kwestii jak drugie śniadanie dzieci są narażone na ocenianie i porównywanie.

Dzieci potrzebują normalności, nie perfekcji

Jako matka mam ogromny żal do tego trendu. Zamiast prostoty i funkcjonalności, mamy pokaz mody w śniadaniówkach. To nie jest zdrowa konkurencja. To tworzy bariery między dziećmi, sprawia, że czują się oceniane przez pryzmat rzeczy, na które nie mają wpływu.

Dzieci w szkole powinny skupić się na nauce, relacjach i zabawie, a nie na analizowaniu, czy ich pudełko z jedzeniem wypada odpowiednio modnie. Nie chcę, by moja córka miała kompleksy przez to, że nie ma w śniadaniówce suszonych jagód goji czy mini naleśników zwiniętych w ruloniki.

Może, zamiast prześcigać się w kulinarnych popisach, powinniśmy wrócić do sedna – do prostego, sycącego posiłku, który daje dziecku energię. A przede wszystkim do uczenia dzieci, że wartość człowieka nie zależy od tego, co ma w plecaku czy w śniadaniówce.

Reklama

Zobacz także: Nauczycielka: „Pierwsze zebranie i już rozróby. Rodzice są gorsi od dzieci”

Reklama
Reklama
Reklama