Darmowe obiady w szkołach, ale nie dla wszystkich. „Ten projekt dzieli uczniów”
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz temat szkolnych obiadów wywołał tak gorącą dyskusję. Wystarczyło jedno wystąpienie w Sejmie, żeby rozpalić emocje wśród rodziców, nauczycieli i polityków. A przecież chodzi o coś tak prostego – o ciepły posiłek dla dzieci.

Pomysł, który może zmienić szkolną codzienność
Gdy usłyszałam, że Partia Razem ogłosiła zebranie podpisów pod projektem ustawy o darmowych obiadach w szkołach, od razu pomyślałam: „Wreszcie”. Temat dożywiania dzieci wraca w Polsce co jakiś czas, ale zazwyczaj kończy się na obietnicach. Tym razem wydawało się, że sprawa jest poważna.
W piątek 26 września Marcelina Zawisza poinformowała w Sejmie, że udało się zebrać podpisy pod projektem. Według założeń wszystkie dzieci w szkołach miałyby otrzymywać ciepły obiad, niezależnie od sytuacji finansowej ich rodzin. „Mamy projekt, który może zmienić to, jak funkcjonuje polska szkoła” – mówiła Zawisza, podkreślając, że to nie tylko kwestia jedzenia, ale też równości i zdrowia najmłodszych.
Nie da się ukryć, że taki system działa już w wielu krajach Europy Zachodniej. W niektórych miejscach dzieci nawet nie wiedzą, że można inaczej – wspólne posiłki są częścią codzienności, a szkoła nie tylko uczy, ale też dba o dobrostan uczniów. W Polsce natomiast wciąż spotykam rodziców, którzy muszą wybierać: albo dodatkowe zajęcia dla dziecka, albo wykupienie obiadu w stołówce.
„Ten projekt dzieli uczniów” – niespodziewany zwrot
Kiedy wydawało się, że projekt zyskuje coraz większe poparcie, pojawił się nieoczekiwany zgrzyt. Marcin Józefaciuk z Koalicji Obywatelskiej, który początkowo złożył swój podpis pod propozycją Razem, wycofał go.
Na platformie X (dawniej Twitter) napisał: „Projekt zapomina, że w szkołach ponadpodstawowych i innych placówkach kształcą się również młodzi Polacy. Nie podpiszę się pod czymś, co znowu dzieli uczniów, a nie wyrażono zgody na zmianę projektu, aby obejmował wszystkich”.
Ta decyzja odbiła się szerokim echem. Część rodziców uznała, że parlamentarzysta ma rację – projekt powinien być bardziej kompleksowy i obejmować także młodzież ze szkół średnich. Inni jednak odebrali jego ruch jako niepotrzebne hamowanie dobrego pomysłu.
Czego obawiają się krytycy projektu w obecnym kształcie? Że zamiast łączyć, stworzy nowy podział. I choć idea darmowych posiłków brzmi pięknie, rzeczywistość bywa bardziej skomplikowana.
Marzenia kontra polityka – co dalej z darmowymi obiadami?
Mam nadzieję, iż ten projekt mimo wszystko zostanie dopracowany i wejdzie w życie. Dzieci nie powinny być zakładnikami politycznych sporów. Ciepły posiłek w szkole to nie luksus, tylko element podstawowej opieki.
Znam rodziców, którzy każdego dnia przygotowują obiady w pośpiechu, bo nie stać ich na stołówkę. Znam też takich, którzy muszą wybierać tańsze opcje, kosztem jakości jedzenia. Dla wielu dzieci szkolny obiad to jedyny porządny posiłek w ciągu dnia.
Dlatego uważam, że nie powinniśmy pytać, czy darmowe obiady są potrzebne, tylko jak je najlepiej wprowadzić. Tak, żeby objęły wszystkich uczniów – od najmłodszych po nastolatków w liceach i technikach.
Polska szkoła potrzebuje zmian, ale przede wszystkim potrzebuje równości. Nie chcę, żeby moje dziecko (albo jakiekolwiek inne) czuło się gorsze, bo nie może usiąść z kolegami przy wspólnym stole. Tego nie da się przeliczyć na budżet państwa. To kwestia godności i wspólnoty.
Debata o darmowych obiadach dopiero się zaczyna. Projekt Razem może stać się początkiem ważnej zmiany, ale tylko wtedy, jeśli politycy będą potrafili spojrzeć na sprawę szerzej – z perspektywy dzieci, a nie własnych ugrupowań. Bo ostatecznie to nie ustawy, a codzienne doświadczenia najmłodszych pokażą, jak naprawdę wygląda polska szkoła.
Zobacz też: Bezczelna wiadomość od nauczycielki ścięła mnie z nóg. Niech się nie wtrąca w wychowanie