Dla nauczycieli wycieczki szkolne to koszmar. „Rodzice są gorsi od uczniów”
Jeszcze kilkanaście lat temu szkolne wycieczki były dla nauczycieli okazją do integracji z klasą i oderwania się od codziennych obowiązków w szkole. Dziś coraz więcej pedagogów przyznaje, że na samą myśl o kolejnym wyjeździe ogarnia ich zmęczenie i frustracja. Powód? Rosnące wymagania rodziców, roszczeniowi uczniowie i ogromna odpowiedzialność, która spada wyłącznie na barki opiekunów.

Wycieczki szkolne przez lata uchodziły za jeden z najpiękniejszych elementów edukacji – wspólne odkrywanie nowych miejsc, integracja klasy, budowanie więzi, a także szansa na zdobywanie wiedzy w mniej formalnych warunkach. Dziś nauczyciele coraz częściej mają dość.
„Czuję się jak ochroniarz, nie wychowawca”
– Kiedyś wycieczki były sposobem na zintegrowanie się klasy, oderwaniem od nauki w murach szkolnych. Wspólne zwiedzanie, wieczorne ogniska, dzieci były podekscytowane i wdzięczne. A dziś? Na wyjeździe czuję się bardziej jak ochroniarz niż jak nauczyciel. Pilnuję, żeby nikt się nie zgubił, nie sięgnął po alkohol, nie wyszedł nocą z pokoju. W podziękowaniu dostaję pretensje od rodziców i uczniów, że się nie postarałam – mówi pani Agata, polonistka z 20-letnim stażem.
Pan Marek, nauczyciel historii, dodaje: – Młodzież jest roszczeniowa. Dzieci chcą mieć hotele jak na wakacjach all inclusive, wycieczki muszą być ‘atrakcyjne’, a gdy coś nie idzie zgodnie z ich oczekiwaniami, natychmiast słyszę narzekania: że za mało czasu wolnego, że jedzenie takie sobie, że program nudny. To nie jest już ta sama radość, co dawniej.
Rodzice wymagają niemożliwego
Pedagodzy coraz częściej zwracają uwagę, że ogromnym problemem stali się także rodzice.
– Rodzic potrafi zadzwonić o 22:00 z pytaniem, dlaczego jego dziecko nie odebrało telefonu przez pięć minut. Albo żądać zdjęć z wycieczki, żeby upewnić się, że dziecko ma czapkę na głowie. Kiedyś dzieci dzwoniły raz na kilka dni i wysyłały rodzicom pocztówkę, a nasz kontakt opierał się na zaufaniu. Dziś jeśli nie odpiszę na SMS-a, rodzic składa na mnie skargę – opowiada pani Katarzyna, wychowawczyni klasy piątej.
Nie brakuje też sytuacji, w których rodzice próbują ingerować w program wyjazdu.
– Chcą, by było intensywnie, ale jednocześnie, by dzieci miały czas na relaks. Żeby atrakcje były ciekawe, ale w pełni bezpieczne. A jeśli coś się wydarzy – nawet drobiazg, jak zdarta kolana czy zgubiona bluza – od razu wina spada na opiekuna. Czasami mam wrażenie, że rodzice oczekują od nas nadludzkich mocy. Tak naprawdę to oni są gorsi od uczniów – dodaje pani Agata.
– To smutne, bo wiem, że dzieci na tym tracą. Ale ja też mam swoje granice. Wycieczka, która powinna być nagrodą, stała się karą dla nauczycieli – podsumowuje pan Marek.
Co dalej z wycieczkami?
Czy wycieczki szkolne rzeczywiście odejdą do lamusa? Eksperci podkreślają, że nie musi tak być – ale potrzebne są zmiany systemowe. Nauczyciele powinni otrzymać realne wsparcie, zarówno organizacyjne, jak i prawne, oraz adekwatne wynagrodzenie.
Dziś każdy pedagog wie, że w razie wypadku czy skargi, to właśnie on zostanie pociągnięty do odpowiedzialności. To powoduje, że wiele osób zwyczajnie rezygnuje.
Potrzebna jest także zmiana świadomości rodziców i odbudowanie zaufania, które przecież powinno być podstawą w relacji nauczyciel-rodzic.
– Jeśli nic się nie zmieni, wycieczki staną się reliktem przeszłości. Zamiast pięknych wspomnień i wspólnej przygody, dzieci zostaną w domach, a nauczyciele z ulgą odetchną, że nie muszą ryzykować własnym zdrowiem psychicznym – mówi pani Katarzyna.
Choć brzmi to dramatycznie, coraz więcej pedagogów przyznaje, że właśnie w tę stronę zmierza rzeczywistość.
Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl
Zobacz także: „We wrześniu nie będę zmieniać butów w szkole”. Córka otworzyła oczy dyrektorce