Reklama

Kiedy zbliżają się święta, zawsze wracam do filmów, które mają w sobie coś więcej niż tylko migoczące światełka i rodzinny zgiełk. Lubię te, które zostają ze mną na dłużej, zmieniają nastrój, przypominają o tym, co naprawdę ważne.

W tym roku takim odkryciem okazała się „Śnieżna siostra” – ekranizacja uwielbianej na całym świecie historii autorstwa Mai Lunde. Obejrzałam ją wieczorem, trochę z ciekawości, trochę z potrzeby złapania oddechu w przedświątecznym chaosie. I muszę przyznać: już dawno żaden tytuł tak mnie nie poruszył.

Najbardziej wzruszająca opowieść tego sezonu

„Śnieżna siostra” to film, który zaczyna się niepozornie, ale każdy kolejny kadr otwiera przed nami emocje tak delikatne, że trudno się na nie przygotować. To historia Juliana, 11-letniego chłopca, który zmaga się z czymś, o czym wielu z nas nie potrafi mówić na głos – ze stratą ukochanej osoby. W jego życiu niespodziewanie pojawia się Hedvig, dziewczynka o energii zimowego poranka, pełna tajemnic i ciepła, którego Julian bardzo potrzebuje. Ich relacja, początkowo niepewna, szybko staje się sercem całej opowieści.

Nie będę zdradzała fabuły, choć przyznam, że kilka scen do dziś noszę w sobie. To film, który nie wybiera łatwych emocji. Zamiast tego prowadzi nas przez smutek i radość tak naturalnie, że widz nie czuje się przytłoczony – czuje się zaopiekowany. Dlatego warto przygotować chusteczki. Nie z powodu taniego sentymentalizmu, lecz dlatego, że „Śnieżna siostra” dotyka prawd, z którymi często nie chcemy się mierzyć.

Dlaczego ten film warto obejrzeć właśnie przed Świętami?

Świąteczny czas ma to do siebie, że uczy nas zwalniać. A jednocześnie konfrontuje z tym, co nie zawsze widzimy na co dzień. „Śnieżna siostra” niesamowicie wpisuje się w ten moment – daje przestrzeń na refleksję, ale nie odbiera poczucia magii, która w grudniu unosi się w powietrzu.

To film o bliskości, stracie, przyjaźni i odnajdywaniu światła nawet wtedy, gdy chwilowo gaśnie. Jego siła tkwi w prostocie, a jednocześnie w niezwykłej wizualnej oprawie. Każda scena wygląda jak ilustracja z książki, którą chcielibyśmy trzymać na półce obok najważniejszych wspomnień. Może dlatego tak mocno działa na dorosłych, ale też na starsze dzieci – każdy znajdzie w nim coś dla siebie.

Oglądając go, poczułam, że przypomina mi o tym, co tak łatwo gubię, gdy wpadam w wir świątecznych przygotowań. O czułości, rozmowie, o tym, żeby zatrzymać się choćby na godzinę i pobyć ze sobą i z bliskimi. Ten film dokładnie to robi – zatrzymuje.

Gdzie obejrzeć „Śnieżną siostrę” i dla kogo jest ten film?

Czy to film odpowiedni dla całej rodziny? Zdecydowanie tak, choć warto pamiętać, że porusza temat żałoby – młodsze dzieci mogą go odczuwać zbyt intensywnie. Starsze z kolei zrozumieją znacznie więcej, niż mogłoby się wydawać.

„Śnieżna siostra” dostępna jest obecnie w serwisach streamingowych, więc bez problemu obejrzycie ją jeszcze przed wigilią. To idealna propozycja na spokojny wieczór, gdy za oknem cicho pada śnieg albo gdy po prostu potrzebujemy oddechu od codzienności.

Tuż przed świętami, gdy niby wszystko mamy pod kontrolą, a jednocześnie tak wiele nas przytłacza, ten film działa jak delikatne przypomnienie: bliskość jest ważniejsza niż perfekcja. I choć do Gwiazdki zostało kilka dni, to wciąż wystarczająco dużo czasu, żeby zanurzyć się w tej historii.

Ja obejrzałam ją tylko raz, ale wiem, że wrócę do niej jeszcze wielokrotnie. Bo są takie filmy, które nie kończą się wraz z napisami – zostają z nami dużo dłużej.

Zobacz też: Po tych dwóch zdaniach poznasz, że twoje dziecko jest wysoko wrażliwe. Łatwo je zignorować

Reklama
Reklama
Reklama