Reklama

Na początku myślałam, że to kolejny słodki napój dla młodzieży, może coś w stylu gazowanego soku. Ale gdy zobaczyłam skład, przetarłam oczy ze zdumienia. Papito Energy, stworzony przez Jarosława „PashęBicepsa” Jarząbkowskiego, trafił właśnie do sieci marketów Dino.

To napój energetyczny, który – choć reklamowany z humorem i nawiązaniami do świata gier – zawiera aż 32 mg kofeiny na 100 ml. Dla dorosłego to może niewiele, ale dla dziecka to dawka, po której serce zaczyna bić jak po kilku filiżankach kawy.

Napój z półek Dino podbija serca młodych – ale nie jest dla nich

Papito Energy dostępny jest w dwóch smakach: Epic Classic i Lemon Mint Flashbang. Nazwy inspirowane są grą Counter-Strike, z której znany jest PashaBiceps. Sama pamiętam, jak moje dzieci wspominały jego nazwisko z entuzjazmem – dla nich to idol. I właśnie dlatego ten produkt jest tak niebezpieczny. Dzieci nie widzą w nim napoju dla dorosłych, tylko „cool gadżet” od ulubionego influencera.

Dlaczego dzieci nie powinny pić energetyków?

Nie ma znaczenia, że napój nie zawiera cukru – jego siła tkwi gdzie indziej. Oprócz kofeiny Papito Energy zawiera ekstrakt z guarany, witaminy z grupy B i biotynę. Na pierwszy rzut oka brzmi to niewinnie. Jednak guarana to naturalne źródło dodatkowej kofeiny, która potęguje jej działanie. W efekcie młody organizm może być pobudzony nawet przez kilka godzin. Dzieci po takich napojach stają się nadpobudliwe, rozdrażnione, mają problemy z koncentracją i snem.

„Z badań obserwacyjnych wynika, że dzieci [po wypiciu energetyka − red.] przede wszystkim stają się nadpobudliwe. 90 proc. nauczycieli, którzy wzięli udział w ankiecie stwierdziło, że dzieci, które piją takie napoje są nadpobudliwe i trudne w zachowaniu. Ponadto mają też bóle głowy i problemy ze snem” − mówiła dr. hab. n. o zdrowiu Regina Wierzejska w rozmowie z Faktem.

Jako mama widziałam to na własne oczy. Po „modnym” napoju z kiosku mój syn nie mógł zasnąć do drugiej w nocy, a rano nie potrafił się skupić w szkole. Wtedy zrozumiałam, że napoje energetyczne nie są po prostu „gazowanymi sokami z witaminami”. To produkty, które działają jak stymulanty. I choć prawo zakazuje ich sprzedaży osobom poniżej 18 lat, w praktyce często wystarczy, że dziecko poprosi rodzica o „puszkę na próbę”.

Eksperci od żywienia dzieci podkreślają, że regularne picie takich napojów może powodować skoki ciśnienia, problemy z sercem i rozchwianie emocjonalne. A to wszystko w imię mody i kolorowego opakowania.

Co zrobić, gdy dziecko już sięgnęło po energetyk?

Nie chodzi o to, by straszyć. Dzieci są ciekawe świata – i wszystkiego, co nowe. Zamiast zakazów, lepiej spokojnie tłumaczyć. Ja zaczęłam od prostego porównania: „To tak, jakbyś wypił trzy mocne kawy naraz. Jak myślisz, jakbyś się wtedy czuł?”. Pomogło. Dziecko musi samo zrozumieć, że energetyk to nie napój, tylko stymulant – coś, co może chwilowo dodać energii, ale później odbiera ją z nawiązką.

Jeśli dziecko wypiło taki napój, nie panikujcie – ale obserwujcie. Może się pojawić przyspieszone bicie serca, niepokój, bezsenność. Warto wtedy zadbać o nawodnienie, lekką dietę i spokój. A przede wszystkim – porozmawiać o tym doświadczeniu, żeby dziecko samo doszło do wniosku, że nie chce tego powtarzać.

Sama rozmowa o „zakazanych napojach” to też lekcja o reklamie i presji rówieśniczej. Dzieci widzą, że influencer coś promuje, więc chcą to mieć. Ale to my, rodzice, jesteśmy od tego, żeby wytłumaczyć różnicę między reklamą a rzeczywistością.

Nie jestem przeciwniczką nowoczesnych trendów, ale uważam, że energia w puszce to nie jest coś, czego potrzebuje młody organizm. Prawdziwe siły daje sen, ruch i zdrowe jedzenie – a nie 32 mg kofeiny w 100 ml.

Źródło: WP, Fakt

Zobacz też: 7-latek wydał na wojanki całe kieszonkowe. „Przy kasie usłyszałam wrzask”

Reklama
Reklama
Reklama