Reklama

Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę hasło „wojanki”, żeby zobaczyć, jak ogromną popularnością cieszy się ten kolorowy napój sygnowany przez znanego YouTubera Wojana. Dla dzieci to dziś towar niemal kultowy – symbol przynależności do internetowej społeczności. W sklepach napój znika w kilka godzin, a w sieci pojawiają się ogłoszenia, w których zgrzewki kosztują nawet 80 zł. Sprzedawcy przyznają, że nie ma dnia, by ktoś nie pytał o kolejną dostawę.

Wojanki – nowy napój, stary schemat

Z zewnątrz wszystko wygląda niewinnie: kolorowa butelka, chwytliwa piosenka i influencer, którego dzieci znają z internetu. Jednak psychoterapeutka uzależnień Katarzyna Andrusikiewicz, autorka książki „Dorastanie w dużych dawkach”, nie ma wątpliwości.

„To precyzyjnie przemyślana kampania marketingowa. Piosenka, która jej towarzyszy, jest dwuznaczna – słyszymy 'Pij wojanka' albo 'piwo Janka'. To nie przypadek” – mówi ekspertka w rozmowie z Polskim Radiem.

I faktycznie, wystarczy kilka razy przesłuchać refren, by zrozumieć, jak sprytnie twórcy grają na skojarzeniach. „Pij wojanka do białego ranka, kto z nami nie wypije, na wioskę nie wbije” – to słowa, które w głowie dziecka brzmią jak zabawa, ale w podtekście przypominają dorosłą kulturę picia.

Gdy reklama staje się częścią dzieciństwa

Jako mama i dziennikarka niejedno już widziałam: gadżety, które miały „zmienić życie”, energetyki dla nastolatków udające soki czy batoniki „fit” z zawartością cukru większą niż w deserach lodowych. Ale historia z wojankami to coś więcej – to przykład, jak głęboko marketing potrafi sięgnąć w świat dzieci.

Dzieci nie analizują reklam, nie potrafią rozróżnić, gdzie kończy się zabawa, a zaczyna perswazja. Psychologowie tłumaczą, że w tym wieku mechanizmy związane z potrzebą akceptacji i przynależności do grupy są niezwykle silne. Jeśli w klasie większość ma wojanka, reszta też chce go mieć – choćby za cenę własnych oszczędności.

„To gra na emocjach i potrzebie bycia częścią grupy. Młodzi konsumenci nie rozumieją, że są obiektem precyzyjnie zaplanowanej manipulacji” – tłumaczy Katarzyna Andrusikiewicz.

To, co mnie uderzyło najbardziej, to łatwość, z jaką dzieci powtarzają reklamowy slogan. W przedszkolach i szkołach słychać, jak śpiewają fragmenty piosenki, nie zastanawiając się, co naprawdę znaczą. Słowa „pij do białego ranka” w ustach sześciolatka brzmią jak niewinny żart, ale – jak podkreślają eksperci – kształtują wrażliwość na alkoholowe wzorce.

Jak rozmawiać z dzieckiem o wojankach?

Nie chodzi o to, by w panice zabierać dzieciom butelki z napojem i karać je za ciekawość. Chodzi o rozmowę – spokojną, rzeczową i pełną zrozumienia. Dziecko, które usłyszy od dorosłego: „nie pij, bo to złe”, nie zrozumie dlaczego. Ale jeśli wytłumaczymy, że reklamy tworzą pewien obraz, który nie zawsze jest prawdziwy, ma szansę spojrzeć na to inaczej.

Warto też pokazać, jak działa marketing. Można wspólnie obejrzeć reklamę Wojana, zatrzymać się w połowie i zapytać: „Jak myślisz, co twórcy chcieli, żebyś poczuł?” albo „Dlaczego ta piosenka tak łatwo wpada w ucho?”. Takie pytania budują świadomość.

Ekspertka przyznaje: „Reklama bardzo silnie oddziałuje na mózg i wybory zakupowe każdego człowieka – czy ma lat pięć, czy pięćdziesiąt pięć. Ale u dzieci ten wpływ jest silniejszy, bo nie są jeszcze świadome mechanizmów perswazji”.

Jako rodzice możemy też uczyć zdrowego dystansu do trendów. Pokazać, że nie wszystko, co popularne, musi być dobre. Dla mnie najważniejsze jest, by moje dziecko wiedziało, że warto być sobą – nawet jeśli to oznacza, że nie ma się wojanka w plecaku.

Co możemy zrobić jako dorośli?

Nie unikniemy kolejnych „wojanków”, „brainrotów” czy innych internetowych hitów. Ale możemy reagować mądrzej. Po pierwsze – nie dajmy się szantażowi emocjonalnemu („wszyscy mają, tylko ja nie”). Po drugie – rozmawiajmy z nauczycielami i innymi rodzicami, bo wspólne działanie ma większą siłę niż pojedynczy głos sprzeciwu.

Możemy też zgłaszać reklamy, które naszym zdaniem przekraczają granice. Odpowiedzialność za takie kampanie ponoszą nie tylko influencerzy, ale i firmy, które je finansują. Jak przypomina Katarzyna Andrusikiewicz: „[Taka reklama − red.] to nie jest niewinny żart. To kształtowanie przyszłych konsumentów alkoholu” – ostrzega.

Gdy patrzę na półki w sklepie, widzę nie tylko kolorowe napoje, ale i dziecięce pragnienia – by być zauważonym, lubianym, być częścią grupy. Wojanki to nie tylko napój, ale zjawisko społeczne, które powinno nas, dorosłych, obudzić z letargu. Jeśli my nie nauczymy dzieci, jak działa reklama, zrobi to ktoś inny – i niekoniecznie w ich interesie.

Źródło: Polskie Radio

Zobacz też: 7-latek wydał na wojanki całe kieszonkowe. „Przy kasie usłyszałam wrzask”

Reklama
Reklama
Reklama