Dziecko darło się przez cały lot, potem odezwała się matka. To ona była problemem
„Mam dzieci, rozumiem, że bywają trudne chwile. Ale to, co przeżyłam w samolocie do Grecji, przeszło ludzkie pojęcie” – napisała do nas Agata. Nie dziecko było największym problemem. Tylko jego matka.

Agata leciała na wymarzone wakacje do Grecji. Wczesny poranek, samolot pełen lekko zaspanych pasażerów, a wszyscy z nadzieją na chwilę wytchnienia od codziennego pędu. Ona wyobrażała sobie spokojną podróż – książkę w ręku, kubek ciepłej kawy, cichą muzykę w słuchawkach. Wszystko miało być idealne, ale w rzędzie za nią usiadła matka z dzieckiem.
Dzieci w samolocie są trudne
„Już od momentu startu było nerwowo” – pisze Agata. „Chłopiec wiercił się, wrzeszczał, co chwilę kopał mnie w oparcie. Myślałam: dobra, zaraz się zmęczy, uspokoi. Ale mijały kolejne minuty, a jego zachowanie tylko się nasilało”.
Po niemal dwóch godzinach kopania i krzyków Agata – jak sama pisze – w końcu się odwróciła. Nie z pretensją, nie z wyrzutem, tylko z prośbą. „Uśmiechnęłam się, naprawdę się starałam. Powiedziałam spokojnie: »Czy mogłaby pani poprosić synka, żeby przestał kopać w moje siedzenie? To trochę bolesne«”.
Matka z awanturą na pokładzie
Reakcja kobiety była natychmiastowa i zaskoczyła wszystkich wokół. „Kobieta dosłownie wybuchła. Zaczęła na mnie krzyczeć: »Niech się pani zajmie sobą! To tylko dziecko! Co pani sobie wyobraża, że ja mam nad nim jakąś władzę?«. Zrobiło się bardzo nieprzyjemnie. Ludzie zaczęli się odwracać, stewardessa spojrzała z niepokojem. A ja? Poczułam się jak największa zołza, choć przecież powiedziałam tylko jedno zdanie”.
Agata przyznaje, że długo nie mogła dojść do siebie. Nie przez zachowanie dziecka, bo – jak podkreśla – sama ma dzieci i doskonale wie, że bywają zmęczone, pobudzone, trudne. Ale nie mogła pojąć reakcji jego matki.
„Miałam wrażenie, że dla niej wszystko było w porządku. Że jej dziecko może robić, co chce, a każdy, kto ośmieli się coś zasugerować, staje się wrogiem numer jeden”.
Lot z dzieckiem. Bez granic, bez refleksji
Agata nie chce piętnować rodziców z dziećmi, ale ta sytuacja skłoniła ją do głębszej refleksji. „Rozumiem zmęczenie. Rozumiem brak sił. Ale nie rozumiem przyzwolenia na brak szacunku do innych ludzi” – to szczera diagnoza problemu, który dotyka coraz więcej osób.
W swoim liście Agata podkreśla jeszcze jedno bardzo ważne przesłanie: „Nie jestem potworem, który nienawidzi dzieci. Jestem mamą. I właśnie dlatego boli mnie, gdy ktoś tak bardzo psuje obraz rodzicielstwa. Bo wychowywanie to nie jest robienie, co się chce. To odpowiedzialność”.
Dziękujemy Agacie za ten list. Bo choć każdy z nas może mieć inne podejście do wychowania, jedna rzecz pozostaje wspólna: granice. Dla dobra dziecka – i nas wszystkich.
A wy macie swoje historie z pokładu – te zabawne, trudne albo po prostu nie do zapomnienia? Napiszcie do mnie na maria.kaczynska-zandarowska@burdamedia.pl.
Zobacz też: Z all inclusive w Turcji wróciłam zawstydzona. Moja rodzina stała się pośmiewiskiem