Im więcej dzieci, tym wyższa emerytura. Pieniądze od dzieci trafią na konta matek?
Pomysł, który może całkowicie odmienić sposób, w jaki myślimy o emeryturach w Polsce, budzi coraz większe emocje. Jeśli wejdzie w życie, to właśnie dzieci mogą stać się kluczem do bezpieczeństwa finansowego swoich matek na starość.

Znam wiele kobiet, które poświęciły lata na wychowanie dzieci i opiekę nad rodziną, a potem odkryły, że ich składki emerytalne są tak niskie, że ledwo wystarczy na leki. Sama pamiętam moment, kiedy po kilku latach pracy spojrzałam na prognozę emerytury – i ogarnęło mnie przerażenie. Polska rzeczywistość jest brutalna: każda przerwa w zatrudnieniu, każda umowa zlecenie, każdy okres wychowawczy obniża przyszłe świadczenie.
Emerytura po macierzyństwie – dlaczego to wciąż temat tabu?
Poseł Jarosław Sachajko w swojej interpelacji nr 11259 do Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej poruszył ten temat wprost. Wskazał, że polski system emerytalny nie chroni przed ubóstwem osób, które mają przerwy w zatrudnieniu, pracują na umowach cywilnoprawnych lub prowadzą działalność z najniższymi składkami. To przede wszystkim kobiety – matki, opiekunki, córki.
Jego propozycja jest odważna: dzieci miałyby przekazywać część swojego podatku PIT na subkonto emerytalne matki. Im więcej dzieci – tym wyższa emerytura. Brzmi jak hasło kampanii społecznej, ale tym razem mowa o konkretnym mechanizmie, który mógłby realnie zmienić sytuację kobiet w Polsce.
Nowy pomysł: część PIT od dzieci dla matek
W interpelacji poseł Sachajko zaproponował, by przekazywać część podatku dochodowego od dzieci na subkonto emerytalne ich matek. System miałby być prosty i skalowalny:
- 10 proc. PIT od pierwszego dziecka,
- 20 proc. od drugiego,
- 30 proc. od trzeciego,
- 40 proc. od czwartego,
- 50 proc. od piątego i kolejnych dzieci.
To nie byłoby dodatkowe obciążenie podatkowe – jak podkreśla poseł – lecz „celowe i sprawiedliwe przekierowanie części istniejącego podatku w sposób, który uznaje macierzyństwo za społecznie użyteczną pracę”. To zdanie szczególnie do mnie przemówiło. Bo przecież wychowanie dzieci to nie tylko obowiązek, ale też praca – tyle że niewidzialna w systemie finansowym.
Poseł argumentuje, że taki mechanizm nie wymaga podnoszenia podatków, a jedynie zmienia kierunek przepływu pieniędzy. Efekt? Każde kolejne dziecko stawałoby się nie tylko radością rodziny, ale też długofalowym wsparciem finansowym dla matki, która poświęciła lata na jego wychowanie.
Nie brakuje jednak pytań: co z ojcami, którzy również biorą aktywny udział w wychowaniu dzieci? Czy system nie doprowadzi do nowych nierówności? A przede wszystkim – czy państwo zdecyduje się na tak odważny krok w czasach, gdy każda zmiana podatkowa budzi emocje?
Kwota wolna od podatku na dzieci – wsparcie tu i teraz
Drugi pomysł posła Sachajki to rozszerzenie kwoty wolnej od podatku na dzieci. Dla rodziców oznaczałoby to natychmiastowe odciążenie finansowe – więcej pieniędzy w portfelu bez czekania na zmiany w systemie emerytalnym. Jak czytamy w interpelacji, takie rozwiązanie miałoby:
- zmniejszyć klin podatkowy,
- wzmocnić bodziec prorodzinny w systemie fiskalnym,
- i pokazać, że dzieci to wspólna odpowiedzialność całego państwa.
Dla rodzin to brzmi jak realna pomoc. W końcu wychowanie dzieci to dziś nie tylko emocjonalne wyzwanie, ale też ogromny koszt. Według różnych szacunków, koszt utrzymania jednego dziecka do pełnoletności w Polsce to nawet kilkaset tysięcy złotych. Każdy sposób na zmniejszenie tego ciężaru wydaje się krokiem w dobrą stronę.
W odpowiedzi na interpelację wiceminister pracy Sebastian Gajewski przyznał jednak, że w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej „nie są obecnie prowadzone prace nad wprowadzeniem do systemu nowych dodatków”, ale dodał też, że „nie oznacza to, iż nie zostaną one podjęte w przyszłości”. To delikatna furtka, która daje nadzieję, że temat wróci, jeśli tylko znajdzie się wola polityczna i społeczny nacisk.

Co taki system zmieniłby dla rodziców?
Jako matka uważam, że takie pomysły to nie tylko finansowe wsparcie, ale też symboliczna zmiana myślenia. Wreszcie ktoś dostrzega, że macierzyństwo to praca, która napędza społeczeństwo, ale nie jest nigdzie wynagradzana.
W praktyce, gdyby mechanizm PIT od dzieci faktycznie wszedł w życie, matki z wielodzietnych rodzin mogłyby wreszcie liczyć na wyższe świadczenia emerytalne. To oznaczałoby nie tylko większe bezpieczeństwo finansowe na starość, ale też docenienie ich wysiłku w wychowywaniu przyszłych podatników.
Taki system byłby też sygnałem dla młodszych pokoleń: państwo naprawdę wspiera rodziny, nie tylko słowami, ale konkretnymi działaniami. A dla kobiet, które dziś wahają się między powrotem do pracy a kolejną przerwą wychowawczą, mógłby być realną motywacją – poczuciem, że ich decyzje życiowe nie przekreślą przyszłej stabilności.
Na razie pomysł posła Sachajki pozostaje w sferze interpelacji, ale w debacie publicznej już wywołuje poruszenie. Jedni widzą w nim szansę na sprawiedliwszy system, inni – kolejny biurokratyczny labirynt. Ja widzę coś więcej: próbę zrozumienia, że społeczeństwo nie istnieje bez matek, a ich praca wychowawcza zasługuje na realne uznanie.
Źródło: pulshr.pl
Zobacz też: 7-latek wydał na wojanki całe kieszonkowe. „Przy kasie usłyszałam wrzask”