Jak frajerka podążałam za „feral summer”. Teraz mój syn obudzi się z ręką w nocniku
Lato bez planów, bez miliona zajęć dodatkowych i bez ekranów – za to z dużą dawką swobody i spontanicznej zabawy. Tak w skrócie można opisać nowy rodzicielski trend feral summer. Jego idea opiera się na prostym założeniu: dzieci spędzają wakacje tak, jak to robiły pokolenia ich rodziców i dziadków. Brzmi jak bajka? Nie dla wszystkich.

Trend feral summer: co oznacza i skąd się wziął?
Trend „feral summer” odwołuje się do wolnych, nieskrępowanych wakacji z lat 80. i 90., kiedy dzieci często bawiły się na zewnątrz, swobodnie, bez nadzoru. Anglojęzyczne słowo „feral” oznacza tutaj „dziki”, „nieskrępowany”, „wolny”. Trend ten zyskał popularność dzięki wspomnieniom rodziców, m.in. millenialsów, którzy tęsknią za takim dzieciństwem i chcą je przekazać swoim dzieciom.
W mediach społecznościowych, przede wszystkim na TikToku, pojęcie „feral child summer” stało się chętnie używanym hashtagiem, który symbolizuje tę nostalgię i pragnienie prawdziwej, nieskrępowanej zabawy. Wielu ekspertów podkreśla jego zalety – rozwijanie kreatywności, samodzielności i odporności emocjonalnej. Ale nie wszyscy rodzice podchodzą do niego entuzjastycznie.
Jakie są zalety „dzikiego lata”?
- Kreatywność zrodzona z nudy. Gdy dzieci nie mają ustalonego planu, zaczynają same wymyślać zabawy.
- Zwiększona pewność siebie. Kiedy dzieci podejmują drobne wyzwania, jak wspinaczka na drzewo czy gra bez instrukcji, uczą się radzenia sobie samodzielnie.
- Ograniczenie ekranów. Mniej czasu przed telewizorem lub tabletem oznacza więcej kontaktu z naturą, prawdziwymi emocjami i luzem.
- Ulga dla rodziców. Brak presji planowania każdej sekundy dnia daje przestrzeń i chwilę oddechu rodzicom.
Co rodzice myślą o trendzie feral summer?
Magda, mama 9-letniej Oli:
„Na początku trochę się bałam, że bez zorganizowanych kolonii i zaplanowanych atrakcji córka będzie się nudzić albo spędzi całe lato przed tabletem. Ale było odwrotnie – zaczęła wychodzić na podwórko, pomagała mi w kuchni przy pieczeniu letnich ciast i sama zaprosiła koleżanki na ‘piknik w ogrodzie’. To było dla niej wspaniałe doświadczenie. Jestem pewna, że we wrześniu wróci do szkoły pełna energii i pomysłów”.
Michał, tata 7-letniego Antka:
„Feral summer okazało się dla nas wybawieniem. Nie musiałem codziennie biegać z synem od jednych zajęć do drugich. Nie myślałem o półkoloniach. On miał przestrzeń, żeby pobawić się w kałużach, których tego lata było sporo, pograć w piłkę z kuzynami, a nawet po prostu poleżeć na trawie i nic nie robić. Dla mnie to powrót do dzieciństwa. A Antek? Po raz pierwszy od dawna usłyszałem od niego ‘tato, nie nudziłem się ani chwili’”.
Karolina, mama 9-letniego Filipa:
„Dałam się ponieść trendowi feral summer, ale dziś mam wątpliwości. Czuję się jak frajerka. Syn przez całe wakacje wstawał późno i nie chciał robić absolutnie nic. Rozleniwił się na maksa i teraz, tuż przed wrześniem, widzę, że ciężko mu będzie wrócić do szkolnego rytmu. Boję się, że takie lato zepsuło to, na co pracowałam”.
Tomasz, tata 10-letniej Julki:
„Myślałem, że dam córce wolność i odpocznie od obowiązków, ale skończyło się tak, że fakt, całe dnie spędzała na podwórku, ale jakby zapominała, że z obowiązków też należy się wywiązać, np. ścielenia łóżka czy karmienia chomika. Dziś żałuję, że nie wprowadziliśmy choć odrobiny struktury – wiem, że trudno jej będzie znów skupić się na nauce. Mam wrażenie, że takie lato było zbyt chaotyczne”.
Dwie strony tego samego medalu
Feral summer to trend, który wielu rodziców pokochało za swobodę i powrót do prostoty, ale inni czują, że brak planu odbił się na dzieciach negatywnie. Być może rozwiązaniem nie jest skrajność, lecz znalezienie balansu – trochę wakacyjnego luzu, ale też odrobina rytmu, który pozwoli dzieciom łatwiej wejść w szkolną rzeczywistość we wrześniu.
Zobacz także: Dzieci spędziły wakacje u teściów. Opowieści syna o zwyczajach dziadka mnie zmroziły