Reklama

Od wstydu do dumy

Pamiętam czasy, kiedy zakupy w second handzie były czymś, o czym mówiło się szeptem. Idziesz do lumpeksu? – to zdanie potrafiło brzmieć jak wyrzut. Wiele osób wolało zataić, że poluje na ubrania z drugiej ręki. Dziś te same miejsca reklamują się jako vintage premium, a dziewczyny ustawiają się w kolejce, by zdobyć unikatowe jeansy Levi’s sprzed 30 lat albo jedwabną koszulę z Paryża. To, co było powodem do wstydu, stało się przepustką do internetowej elity.

Reklama

Nie inaczej jest z biżuterią vintage. Kiedyś przeszukiwane w babcinych szkatułkach pierścionki i naszyjniki traktowaliśmy jak pamiątki rodzinne, które rzadko wychodziły z szuflady. Dziś te same kolczyki w kształcie kamei czy złote łańcuszki z lat 80. wracają do łask – i zdobywają tysiące serduszek na Instagramie.

Instagram kocha autentyczność

Zauważyłam, że w świecie pełnym filtrów i perfekcyjnych kadrów, najbardziej doceniane są rzeczy prawdziwe. Ktoś kupuje talerz od lokalnej twórczyni ceramiki i wrzuca zdjęcie porannej kawy z podpisem: handmade, only one piece. Zdjęcie zbiera więcej lajków niż fotografia kolejnej kawy z modnej sieciowej kawiarni.

To samo dotyczy wnętrz. Jeszcze kilka lat temu modne były białe, skandynawskie mieszkania, które wyglądały niemal identycznie. Teraz w feedach królują kolorowe kubki z nierównym rantem, gliniane misy i ręcznie tkane dywany. Niedoskonałość stała się nową perfekcją, a unikalność – towarem luksusowym.

Status bez logo

Co ciekawe, im mniej krzyczące logo, tym większe uznanie. Kiedyś status mierzyło się markami, dziś – historią przedmiotów. Ubranie z second handu ma większą wartość niż nowa bluzka z sieciówki. Ręcznie robiona misa z lokalnej pracowni jest bardziej prestiżowa niż zestaw naczyń z dużego sklepu meblowego. To przewrotna zmiana: luksus to już niekoniecznie to, co najdroższe, ale to, co najbardziej wyjątkowe.

I sama łapię się na tym, że coraz częściej pytam nie „gdzie to kupiłaś?”, tylko „kto to zrobił?”. To pytanie, które zdradza, że zależy nam nie na masówce, ale na historii i emocjach, jakie kryją się za danym przedmiotem.

Dlaczego tak się dzieje?

Moim zdaniem to reakcja na przesyt. Widzieliśmy już setki luksusowych torebek na Instagramie, znamy na pamięć zdjęcia z tych samych modnych kurortów. To, co naprawdę przyciąga uwagę, to indywidualność. Chcemy wierzyć, że rzeczy, którymi się otaczamy, mówią o nas coś więcej niż tylko zasobność portfela.

To dlatego biżuteria vintage wraca w wielkim stylu, second handy premium przeżywają złoty czas, a handmade ceramika jest nie tylko naczyniem, ale i pretekstem do opowiedzenia historii.

Nowa definicja luksusu

Jeszcze niedawno luksus był synonimem czegoś niedostępnego, drogiego i ekskluzywnego. Dziś luksusem jest to, co autentyczne, niepowtarzalne i osobiste. Na moim Instagramie zdjęcie filiżanki od polskiej ceramiczki zebrało więcej komentarzy niż fotografia z wakacji. To dla mnie dowód, że świat naprawdę się zmienia.

Może właśnie o to chodzi: że w czasach, gdy wszyscy możemy kupić podobne ubrania czy wyjechać do tych samych miejsc, prawdziwym wyróżnikiem staje się odwaga bycia sobą. Nawet jeśli oznacza to pierścionek z lat 70., który pamięta jeszcze ręce mojej mamy.

Reklama

Zobacz także: PRL-owski obrzydliwiec znowu hitem. I to nie byle jakim

Reklama
Reklama
Reklama