Reklama

Kiedy wstyd zamienia się w siłę

Pamiętam czasy, gdy słowo terapia brzmiało jak etykieta, którą najlepiej było ukryć. Chodziło się po cichu, z opuszczoną głową, bo przecież „co ludzie powiedzą”. A jeśli już ktoś się przyznał, to tylko najbliższej osobie, i to ze ściśniętym gardłem. Dziś to kompletnie inna historia.

Reklama

Na Instagramie widzę kobiety, które z dumą pokazują zdjęcia z książkami psychologicznymi, zapisami z warsztatów, a nawet wrzucają hasztagi: #terapia #selfcare. I wcale nie chodzi o modę – to jest manifest. „Pracuję nad sobą, nie wstydzę się tego. Właśnie dlatego jestem silna”.

To, co kiedyś odbierało pewność siebie, dziś ją buduje.

Trzeźwość zamiast drinka

Podobnie jest z napojami wysokoprocentowymi. Ile razy słyszałam teksty: „nie pijesz, jesteś w ciąży?” albo „daj spokój, jeden kieliszek ci nie zaszkodzi”. Nacisk społeczny był ogromny. Wydawało się, że trzeba mieć zawsze lampkę w dłoni, żeby być towarzyską, wyluzowaną, „cool”.

A teraz? Rośnie społeczność kobiet, które wybierają świadomą trzeźwość. Już nie tłumaczą się, że „prowadzą” albo „biorą antybiotyk”. Mówią po prostu: nie piję, bo tak czuję się najlepiej. I nie tylko nie wstydzą się tego, ale robią z tego część swojego stylu życia. To jest nowy rodzaj luksusu: czysta głowa, spokojny sen, brak kaca i poczucie, że mam kontrolę.

Naturalność ponad filtr

Kolejny obszar to wygląd. Pamiętam, jak jeszcze kilka lat temu każda kobieta w pracy miała na twarzy perfekcyjny makijaż. Nawet gdy szła po bułki do piekarni, musiała „coś mieć na sobie”. Bez podkładu czuła się naga.

Dziś coraz częściej widzę odwagę w pokazaniu twarzy takiej, jaka jest. Piegi, cienie pod oczami, siwe włosy – to nie powód do kompleksów, ale do dumy. Influencerki publikują zdjęcia „no make-up” i zbierają za to setki komentarzy pełnych podziwu. Coraz więcej kobiet mówi: „nie muszę udawać, że wyglądam inaczej. Wystarczy, że jestem sobą”.

Naturalność stała się trendem, który wyzwala. Bo ile można żyć w przekonaniu, że trzeba coś zakrywać?

Dlaczego to ma taką moc?

Patrzę na te zmiany i widzę coś większego niż tylko modę. To jest pokoleniowa rewolucja. Moja mama żyła w czasach, w których kobieta miała być „cicha, ładna i uśmiechnięta”. Wstydziła się mówić o swoich problemach, ukrywała słabości, a jej życie było nieustannym staraniem się o akceptację.

My mamy odwagę odwrócić ten scenariusz. Mówimy wprost: „chodzę na terapię”, „nie piję”, „nie mam makijażu”. I wcale nie dlatego, że chcemy szokować. Chcemy być wolne.

Dziś bycie prawdziwą staje się największą oznaką siły.

Nie wiem, czy to właśnie media społecznościowe dały nam ten impuls, czy to efekt zmęczenia udawaniem. Ale jedno jest pewne: trend będzie rósł. Bo im więcej kobiet odważy się mówić głośno, że nie ma się czego wstydzić, tym łatwiej będzie kolejnym.

Jeszcze niedawno to, co ukrywałyśmy, dziś staje się naszą dumą. I chyba właśnie o to chodzi w kobiecej sile – żeby nie zakładać masek, nie wlewać w siebie alkoholu, nie wstydzić się łez czy cieni pod oczami.

Bo prawdziwe jesteśmy wtedy, gdy jesteśmy sobą.

Reklama

Zobacz także: To nowe hobby polskich czterdziestolatek. Kiedyś wyśmiewane, dziś modne i drogie

Reklama
Reklama
Reklama