Reklama

Jeśli macie dziecko w wieku przedszkolnym lub szkolnym, to wiecie, że to zdanie potrafi paść o najbardziej nieodpowiedniej porze. Zwykle tuż po 22, kiedy światło w łazience gaśnie, a wy marzycie już tylko o chwili spokoju. I wtedy słyszycie: „Mamo, na jutro potrzebuję kasztany!”.

Reklama

Rodzicielski klasyk: „Mamo, jutro muszę przynieść kasztany!”

Brzmi znajomo? Dla mnie aż za bardzo. Ile razy stałam w kapciach pod drzewem, świecąc latarką w telefonie, bo pani w szkole kazała przynieść „chociaż kilka, do pracy plastycznej”. Albo jarzębinę na korale, albo ususzone liście.

Ale czasy się zmieniają – i nawet ten rodzicielski rytuał doczekał się nowoczesnego rozwiązania. W sieci pojawiły się zdjęcia ze sklepu Żabka Jush i kilku innych sklepów, które wprowadziły do sprzedaży… zwykłe, niejadalne kasztany. Paczkowane, czyste, gotowe do oddania następnego dnia w przedszkolu. Pomysł od razu wzbudził emocje – od entuzjastycznych komentarzy po oburzenie, że „rodzice wolą zapłacić niż wyjść z dzieckiem na spacer”.

Kasztany ze sklepu − hit czy przesada?

Kiedy pierwszy raz zobaczyłam tę ofertę, pomyślałam: „No nie, to już naprawdę przesada”. Przecież kasztany to symbol jesieni, wspólnego czasu, dziecięcych kieszeni wypchanych skarbami z parku. Ale potem przypomniałam sobie te wieczory, kiedy padał deszcz, było zimno, a ja z latarką przeszukiwałam trawniki, modląc się, żeby nikt mnie nie zobaczył. Wtedy taka paczka kasztanów za kilka złotych brzmiałaby jak błogosławieństwo.

Na rodzicielskich grupach w internecie zdania są podzielone. Jedni mówią: „Super pomysł, nie zawsze mamy czas, a dzieci i tak będą szczęśliwe, że mają materiał do pracy”. Inni z kolei uważają, że to symbol lenistwa i utraty tego, co w wychowaniu najpiękniejsze – wspólnego czasu. I trudno nie przyznać racji obu stronom. Z jednej strony to wygoda, z drugiej – znikają małe rytuały, które jeszcze niedawno były częścią rodzinnego życia.

Czasem wygoda to po prostu ratunek

Nie ma co ukrywać – życie rodziców to często żonglowanie obowiązkami. Praca, zakupy, szkoła, pranie, lekcje, kolacja. W tym chaosie naprawdę łatwo zapomnieć, że „jutro kasztany”. Dlatego nie widzę nic złego w tym, że ktoś sięga po gotowe rozwiązanie. To nie znaczy, że nie chce spędzać czasu z dzieckiem, tylko że tym razem po prostu nie dał rady. I to też jest w porządku.

Zresztą sama wiem, że nawet taki drobiazg potrafi uratować wieczór. Zamiast nerwowego ubierania się i biegania po osiedlu, można spokojnie usiąść, przygotować herbatę i razem z dzieckiem zrobić z tych kupionych kasztanów ludziki, jeże i inne cuda. Bo przecież nie chodzi o to, skąd są te kasztany, tylko co razem z nimi zrobimy.

Moja rada dla rodziców w trybie „last minute”

Nie bójcie się korzystać z ułatwień, jeśli pomagają wam zachować spokój. Kupione kasztany nie odbiorą wam tytułu dobrego rodzica. A jeśli macie więcej czasu w weekend, zróbcie z dzieckiem mały spacer – nie po to, żeby „odhaczyć obowiązek”, ale żeby po prostu pobyć razem. Jesień pachnie wtedy zupełnie inaczej.

Bo rodzicielstwo to nie wyścig o miano najbardziej zorganizowanej mamy czy taty. To codzienna układanka złożona z kompromisów, spontaniczności i... czasem paczki kasztanów z Żabki.

Reklama

Zobacz też: Jeśli chcesz wychować silne psychicznie dziecko, unikaj tych 7 błędów. To powszechne nawyki

Reklama
Reklama
Reklama