Koniec 800+, teraz 2333 zł. „To zmieni wszystko” – radość rodziców nie ma granic
Czy to możliwe, że już niedługo każde polskie gospodarstwo domowe będzie otrzymywać bezwarunkowe 2333 zł miesięcznie, i to na osobę? Sejm ma wkrótce zająć się propozycją, która – jeśli wejdzie w życie – całkowicie zmieni codzienność tysięcy rodzin.

Kiedy w redakcyjnej skrzynce zobaczyłam wiadomość z tytułem: „Może wreszcie wyjdziemy z długów”, zamarłam. Pisała do nas matka dwójki dzieci, która jak wiele rodzin w Polsce, balansuje między rachunkami a pustą lodówką. Ale tym razem nie była to tylko kolejna historia o braku pieniędzy. To był głos nadziei.
Wszystko przez propozycję, która właśnie trafiła na polityczne salony – bezwarunkowy dochód podstawowy w wysokości ok. 2333 zł miesięcznie dla każdego obywatela. Bez względu na dochód, sytuację zawodową czy rodzinną.
Brzmi jak science fiction? A jednak to dzieje się naprawdę.
Bezwarunkowy dochód podstawowy: „Czekam na ten dzień jak na cud”
Autorka listu, pani Aneta z okolic Wrocławia, nie owijała w bawełnę: „Zarabiam najniższą krajową, mąż jeździ na budowy dorywczo. 800+ ledwo wystarcza na ubrania i zeszyty. Ale gdyby co miesiąc wpływało na nasze konto 4666 zł – po 2333 zł na głowę – wszystko by się zmieniło. Mielibyśmy spokój. Po raz pierwszy od dawna moglibyśmy żyć, a nie tylko przetrwać”.
Pani Aneta nie jest wyjątkiem. Po ogłoszeniu propozycji bezwarunkowego dochodu podstawowego internet aż huczy. Rodzice komentują:
- „To byłaby rewolucja, szczególnie dla nas, którzy nie łapiemy się na żadne dodatki”
- „Wreszcie nie musiałabym wybierać między dentystą dla córki a rachunkiem za prąd”
- „Mam 58 lat, nikt mnie już nie zatrudni. 2333 zł to byłoby więcej niż moja renta”.
I właśnie w tym tkwi siła tego pomysłu – ma on przynieść ulgę tym, którzy zostali pominięci przez system, a także zapewnić stabilność tym, którzy pracują, ale nie widzą z tego realnych efektów.
Co to właściwie jest bezwarunkowy dochód podstawowy?
Zanim usłyszałam o tej propozycji, sama patrzyłam sceptycznie. Ot, kolejna „kiełbasa wyborcza”. Ale po zapoznaniu się z tematem zrozumiałam, że to nie żart. Pomysł zakłada comiesięczne przelewy w wysokości ok. 2333 zł (to najnowsza propozycja, wcześniej była mowa o 1700 i 1200 zł) dla każdego obywatela – niezależnie od statusu materialnego, zatrudnienia czy liczby dzieci. Niepełnoletni mieliby otrzymywać mniejszą kwotę, np. połowę podstawowej sumy.
I co najważniejsze – nie trzeba by było spełniać żadnych warunków. Nie trzeba się rozliczać, pisać wniosków, przynosić zaświadczeń. Pieniądze po prostu miałyby być. Co miesiąc.
W założeniach projektu dochód ten miałby zastąpić większość obecnych świadczeń społecznych, w tym 800 plus, 300 plus, zasiłki dla bezrobotnych oraz 13. i 14. emeryturę. Pomysłodawcy argumentują, że dzięki temu uprości się cały system i zmniejszy liczba urzędników, a pieniądze będą trafiać do obywateli, a nie obciążać administrację.
Ale przeciwnicy pytają wprost: kto za to zapłaci?
„To zmieni wszystko, nie tylko dla rodzin”. Eksperci nie są zgodni
Ekonomiści są podzieleni. Jedni twierdzą, że wprowadzenie takiego dochodu mogłoby zlikwidować skrajną biedę w Polsce i poprawić zdrowie psychiczne obywateli.
Ale są też głosy krytyczne. Że to rozleniwi społeczeństwo. Że ludzie przestaną pracować. Że budżet państwa tego nie udźwignie. Że to może zwiększyć inflację.
Czy mają rację? Trudno dziś ocenić. Ale jedno wiem na pewno – jeśli ten projekt przejdzie, będziemy świadkami największej zmiany społecznej od czasu wprowadzenia 500+.
Reform, zmian i prób poprawy sytuacji obywateli w Polsce było już wiele. Większość z nich miała dobre intencje, ale kulała w realizacji. Ten projekt też może mieć swoje słabe strony, ale jeśli choć część jego założeń się spełni – tysiące polskich rodzin odetchną z ulgą. I chyba wszyscy wiemy, że w dzisiejszych czasach to luksus, na który zasługujemy.
Zobacz też: