Reklama

MEN bierze się za religię w szkołach – kontrole już ruszają

Od września w szkołach obowiązuje nowy porządek – religia lub etyka mają być prowadzone tylko raz w tygodniu i wyłącznie jako zajęcia przed lub po lekcjach obowiązkowych.

Reklama

Ministerstwo Edukacji Narodowej zapowiedziało, że nie zamierza przymykać oczu na gminy, które próbują zorganizować dodatkowe godziny religii w czasie tzw. godzin dyrektorskich. Zastępca małopolskiej kurator oświaty, Artur Pasek, w rozmowie z Radiem ZET wyraźnie powiedział: przepisy określają przeznaczenie godzin dyrektorskich i na religię nie ma tam miejsca.

Mało tego − na dodatkowe lekcje religii szkołom nie wolno przeznaczać pieniędzy z tzw. subwencji oświatowych z budżetu państwa (państwo finansuje tylko 1 godzinę religii tygodniowo). Resort zapowiada więc kontrole i przypomina samorządom, że nieprawidłowa organizacja dodatkowych lekcji może się skończyć nie tylko zwrotem pieniędzy, ale też poważnymi konsekwencjami prawnymi.

Rodzice chcą więcej religii, prawo mówi „stop”

Rozumiem, że dla wielu rodzin religia w szkole to coś więcej niż tylko lekcja – to także element wychowania i przekazywania wartości. Niektórzy rodzice uważają, że jedna godzina tygodniowo to zdecydowanie za mało. W końcu jeszcze niedawno dzieci chodziły na religię nawet dwa razy w tygodniu i nikt nie zastanawiał się, z jakich środków te zajęcia są finansowane.

Dziś sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Państwo jasno stawia granicę – jeśli ktoś chce więcej katechezy, musi liczyć się z tym, że zajęcia będą musiały odbywać się poza ramami szkolnego planu i być finansowane z innych źródeł niż subwencja oświatowa.

W praktyce oznacza to, że dodatkowe godziny muszą być finansowane przez parafie, fundacje czy samych rodziców. To trudna zmiana, ale taka, której nie da się obejść. MEN nie zostawia tu żadnej furtki – przepisy są jednoznaczne i, jak widać, ministerstwo zamierza je egzekwować.

Koniec z obchodzeniem przepisów – co dalej z religią w szkole?

Nie mam wątpliwości, że ten temat będzie wracał jeszcze wielokrotnie. Wystarczy spojrzeć na dyskusje wśród rodziców – jedni cieszą się z ograniczenia religii, inni czują się zawiedzeni i pytają, dlaczego państwo odbiera ich dzieciom prawo do większej liczby lekcji. Tyle że prawo nie zabrania organizowania dodatkowych zajęć. Zabrania tylko finansowania ich z pieniędzy, które mają służyć wszystkim uczniom i obowiązkowym przedmiotom.

To rozróżnienie jest kluczowe, ale wcale nie ułatwia życia ani dyrektorom, ani rodzicom. Już teraz pojawiają się pytania, kto weźmie na siebie koszty i jak zorganizować zajęcia tak, by nie kolidowały z planem lekcji.

Nie da się ukryć, że resort edukacji postawił sprawę jasno i nie zamierza ustąpić. Ruszające kontrole to nie tylko symboliczny krok – to sygnał, że nie będzie przyzwolenia na obchodzenie przepisów bokiem.

Reklama

Zobacz też: „Stara krowa” – padło w szatni. Odpowiedziałam i zrobiło się ciszej niż w kościele

Reklama
Reklama
Reklama