Koniec z labą w domu i wagarami. MEN: rodzice zapłacą kolosalne kary
Od nowego roku szkolnego MEN planuje radykalne zmiany w kwestii frekwencji uczniów. Rodzice, którzy dotąd bagatelizowali wagary, mogą się zdziwić – grzywny sięgną nawet 50 tysięcy złotych.

Frekwencja w szkole i nowe przepisy – koniec z pobłażliwością
Pisząc ten tekst, przypomniałam sobie czasy szkolne i znajomych, którzy regularnie „brali wolne”, kiedy pogoda kusiła bardziej niż lekcje matematyki. Do tej pory system był dla takich uczniów wyjątkowo łaskawy – uznawano, że obowiązek szkolny nie jest spełniany dopiero wtedy, gdy w danym miesiącu ktoś opuścił ponad połowę zajęć. Od września 2025 roku ta zasada przechodzi do historii.
Ministerstwo Edukacji Narodowej szykuje bowiem prawdziwą rewolucję. Projekt nowelizacji Prawa oświatowego zakłada, że limit nieusprawiedliwionych nieobecności wyniesie zaledwie 25 proc. w skali całego roku szkolnego. Jeśli uczeń przekroczy ten próg, może zostać nieklasyfikowany, a rodzice będą traktowani tak, jakby nie zapewnili dziecku realizacji obowiązku szkolnego.
Nieobecności w szkole i... kary finansowe większe niż rata kredytu
Przepisy przewidują trzyetapowy system kar. Najpierw rodzice dostaną upomnienie z wyznaczeniem terminu na poprawę sytuacji. Jeśli to nie zadziała, sprawa trafi do gminy, a ta uruchomi postępowanie egzekucyjne. Ostatni krok to grzywna, która jednorazowo może sięgnąć 10 tysięcy złotych, a łącznie nawet 50 tysięcy. Co ciekawe, niezapłacone kary zostaną umorzone, gdy dziecko wróci do regularnej nauki.
Z jednej strony widać tu próbę wywarcia presji na rodzicach, którzy czasami świadomie pozwalają dzieciom na dłuższe „urlopy” od szkoły. Z drugiej – trudno nie zauważyć, że kwoty robią wrażenie. 50 tysięcy złotych to suma, za którą można kupić samochód albo opłacić kilka lat studiów. A teraz rodzice mają ryzykować taką stratę przez nieusprawiedliwione wagary?
Dlaczego MEN idzie na zwarcie z rodzicami?
Resort edukacji tłumaczy zmiany koniecznością podniesienia rangi obowiązku szkolnego. Argumentuje, że Polska na tle innych krajów jest zbyt liberalna i przez to wielu uczniów spędza więcej czasu w domu (lub na wakacjach) niż w klasie. Faktem jest, że wagary w ostatnich latach przybrały na sile – szczególnie po okresie pandemii, gdy dzieci przyzwyczaiły się do zdalnego trybu nauki.
Jako matka doskonale rozumiem troskę MEN o edukację, ale mam też swoje wątpliwości. Czy restrykcyjne kary naprawdę sprawią, że dzieci będą chodziły do szkoły chętniej? A może rodzice zostaną zmuszeni do pisania fikcyjnych usprawiedliwień, by uniknąć finansowych konsekwencji? Przecież to szkoły wciąż mają prawo ustalać własne zasady usprawiedliwiania nieobecności, a tu pole do nadużyć jest ogromne.
Jedno jest pewne – nowe przepisy wywołają ogromne emocje. I choć nie znamy jeszcze dokładnej daty ich wejścia w życie, wiadomo, że mają obowiązywać od początku roku szkolnego 2025/2026. To oznacza, że rodzice mają już niewiele czasu, żeby przygotować się na zupełnie nową rzeczywistość edukacyjną.
Zobacz też: 1 września zabieram dzieci na all inclusive w Turcji. Nauczyciele powinni mi dziękować