Reklama

„Piszę do Was, bo do tej pory nie mogę dojść do siebie po tym, co mnie spotkało nad polskim morzem. Miał być rodzinny relaks, odpoczynek, spacery po plaży i gofry z bitą śmietaną. A okazało się, że największą atrakcją były ceny. Tak, ceny, które dosłownie zwaliły mnie z nóg” – skarży się w mailu Nina z Warszawy. Razem z mężem i 5-letnią córeczką spędziła ostatni tydzień we Władysławowie.

Reklama

Ten rachunek popsuł mi cały dzień

Pierwszego dnia, zaraz po rozpakowaniu się w pensjonacie, wybrali się na spacer po deptaku. Jak na wakacje przystało, córeczka poprosiła o lody. „Nic szczególnego – zwykła budka z lodami w kulkach. Pani za ladą uśmiechnięta, córa szczęśliwa, wybrała trzy smaki, bo przecież 'wakacje są raz w roku'. Ja zamówiłam dla siebie jedną kulkę, mąż wziął sorbet. I wszystko byłoby cudownie, gdyby nie to, że po chwili dostałam paragon i myślałam, że zemdleję”.

„Nawet kawy sobie nie wzięłam. To nie były tajskie lody, tylko zwykła buda z lodami w kulkach jakich wiele we Władku. Żadnych bajerów, żadnych ozdób, nawet nie dostaliśmy paragonu fiskalnego, tylko jakiś świstek z kwotą. Pani była tak szybka, że nie zdążyłam nawet zapytać, ile kosztuje jedna kulka. To jakiś kosmos” – pisze Nina.

Cennik był, ale schowany za polewami

Kiedy następnego dnia wrócili do tego samego miejsca, rodzina postanowiła dokładnie przyjrzeć się tablicy z cenami. „I wszystko się zgadzało – kulka 11 zł, sorbet bez cukru 12, dodatki ekstra. Nawet za wafelek sobie policzyli. Tylko że nikt tego głośno nie mówi. Zero cen przy produktach, dopiero jak człowiek się porządnie przyjrzy, to zobaczy miniaturową karteczkę pod ladą, schowaną między frużeliną a serwatkami. Celowo to tak ustawiają, żeby człowiek zamówił, a potem już się głupio wycofać”.

Nina dobrze wie, że nad morzem jest drożej, ale jej zdaniem takie zagrywki to zwykłe naciąganie turystów, zwłaszcza tych z dziećmi. „Dziecko widzi kolorowe lody, chce spróbować, a potem rodzic dostaje zawału przy kasie. I niech ktoś mi nie mówi, że to nasza wina, bo 'trzeba było zapytać o ceny'. Gdybyśmy przy każdej budce musieli odgrywać przesłuchanie – ile za to, ile za tamto – to żadna to już radość z wakacji”.

Mama 5-latki o złodziejskich cenach w kurortach

To nie pierwszy raz, kiedy Nina poczuła się nad Bałtykiem, jakby ktoś próbował ją oszukać i naciągnąć. „Nie wiem, jak inni rodzice, ale ja już na pewno więcej nie dam się tak naciągnąć. Ciekawa jestem, czy też trafiliście na takie ‘złodziejskie’ ceny nad morzem? Gdzie są granice? Czy naprawdę wszystko trzeba sprawdzać trzy razy, zanim kupimy dziecku loda?” – pyta i dodaje, że jeśli chcesz mieć spokój na wakacjach, musisz pogodzić się z absurdalnymi paragonami.

A może Ty też masz swoją historię z paragonem grozy? Trafiłaś na absurdalne ceny albo wakacyjną pułapkę? Napisz do nas na redakcja@mamotoja.pl.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama