Kupiłam dziecku Labubu i nie żałuję. Oto 5 zalet „zakazanej zabawki”, której rodzice panicznie się boją
Gdy moja 9-letnia córka pierwszy raz poprosiła mnie o Labubu, nie miałam pojęcia, o co chodzi. Wpisałam w Google: „Labubu co to jest” – i zalała mnie fala ostrzeżeń, tekstów o „demonicznych zabawkach” i komentarzy w stylu: „Kto daje to dziecku, ten nie ma pojęcia o wychowaniu!”. Chwilę później zrozumiałam jedno: Labubu nie jest problemem. Problemem jest nasz paniczny strach przed tym, czego nie rozumiemy.

Kupiłam Labubu. Oczywiście podróbę, taką z nadmorskiego deptaku za 80 zł. Dziecko było zachwycone. I… nic złego się nie wydarzyło. Nie ma koszmarów, nie ma znieczulicy, nie ma „zabawy w śmierć”. Są za to ciekawe rozmowy, kreatywność i dużo emocji, które warto było przeżyć. Oto 5 powodów, dla których nie żałuję tej decyzji.
1. To zabawka, która nie narzuca emocji
Większość zabawek dla dzieci jest „jakaś” – słodka, uśmiechnięta, pocieszna. Labubu nie jest. Można mu przypisać wszystko: złość, smutek, bunt, strach, sarkazm.
I dlatego dzieci go kochają, zwłaszcza z pokolenia alfa: w tym wieku nie jesteś już różowym, pluszowym króliczkiem. Masz w sobie burzę emocji i szukasz czegoś, co też tak wygląda. Labubu to lustro tej emocjonalnej fazy – i naprawdę pomaga ją oswoić.
2. Labubu pozwala być sobą
Koniec udawania, koniec pozerstwa. Labubu to zabawka, która wpisuje się w pokoleniową filozofię: „jestem inny, jestem dziwny i to jest okej”. Labubu nie jest ładny, nie jest grzeczny, potulny czy pocieszny i właśnie to jest w nim super. Bo dzieci zachwycone Labubu nie chcą już być ładne i grzeczne. Chcą być sobą.
Nie wszyscy muszą to rozumieć. Ale wszyscy powinni to szanować.
3. Lepszy Labubu niż kolejna obsesja TikToka
W dobie, gdy dzieciaki żyją dramami z influencerami, proszą rodziców o zakup kremów na zmarszczki, bo podążają za kolejnym trendem z TikToka, w świecie, w którym media promują szkodliwe wzorce piękna, Labubu wydaje się… niewinny.
To lalka, którą się przytulasz, przypinasz do plecaka, pokazujesz na InstaStory. Ale w przeciwieństwie do kontentu online – nie bombarduje twojego dziecka 500 emocjami na minutę. Nie porównuje, nie ocenia, nie lajkuje. To paradoks, ale Labubu to offline’owa odskocznia. Cichy przyjaciel w wirtualnym świecie.
4. Każde pokolenie miało swoje Labubu
Chyba zapomnieliśmy, że każde pokolenie ma swoje ukochane zabawki charakterystyczne dla konkretnej dekady.
W latach 80. w żadnym domu nie mogło zabraknąć wańki-wstańki oraz bączka, który kręcił się z hipnotyzującym dźwiękiem. Lata 90. przyniosły prawdziwy szał na Tamagotchi, ogromną popularnością cieszyły się też klocki LEGO czy Polly Pocket. Lata 2000. to czas, gdy zabawki zaczęły coraz bardziej łączyć się z technologią – dzieci kochały Bakugany, roboty-zabawki czy interaktywne Furby.
Labubu to nie ewenement. Serio.
5. To pretekst do ważnych rozmów
Kupienie dziecku Labubu nie oznacza „oddania go ciemnym mocom”. Oznacza otwarcie przestrzeni na rozmowę: o emocjach, o estetyce, o inności, o tym, że nie wszystko musi być różowe i słodkie.
Labubu to nie zagrożenie. To lustro pokolenia tweens
Dorośli panicznie boją się rzeczy, których nie rozumieją. A Labubu to idealne uosobienie tej lękowej reakcji: dziwny, niewygodny, wyłamujący się ze schematów. Ale czy nie tego samego bali się kiedyś nasi rodzice, gdy słuchaliśmy Nirvany, nosiliśmy glany albo chcieliśmy farbować włosy na niebiesko?
Labubu nie uczy zła. Labubu uczy, że emocje są różne. Że nie trzeba być zawsze uśmiechniętym. I że czasem dziwne rzeczy najbardziej do nas pasują, a najważniejsze w życiu to po prostu być sobą.
Zobacz także: Pokolenie tweensów balansuje na krawędzi. „Weszłam do pokoju córki i się rozbeczałam”