Reklama

Magda odliczała dni do wyjazdu. W głowie miała jeden obraz: wielki basen, dzieci śmiejące się w wodzie, drink z palemką w dłoni i śniadania na tarasie. Tak właśnie wyglądał hotel w katalogu, który pokazywał jej uśmiechnięty sprzedawca w biurze podróży. Miało być idealnie.

Reklama

Ale gdy tylko przekroczyli próg hotelu, czar prysł. Dzieci bały się wejść do łazienki, a Magda musiała błyskawicznie wdrożyć plan B. Przeczytajcie ich historię.

Tej hotelowej łazienki już nie zapomnę

Ten urlop planowałam od miesięcy. W biurze podróży obiecywano ciepły klimat, czterogwiazdkowy hotel z widokiem na morze, basen, palmy i spokój. Miało być jak na zdjęciach z folderu. A było jak w koszmarze.

Już pierwszego dnia poczułam, że coś jest nie tak. Pokój ledwo sprzątnięty, ale to, co zobaczyłam w łazience, przerosło moje wyobrażenia. Robactwo pełzało po podłodze, ukrywało się za sedesem i wiło się w odpływie. Na recepcji obiecano, że posprzątają – przyszli, popsikali coś i… to wszystko. Wieczorem robaki wróciły.

Wtedy rozpłakałam się po raz pierwszy. Przypomniałam sobie wakacje na studiach w ośrodku nad Soliną. Kiedyś to musiał być piękny hotel z czasów PRL-u. Tam nie było centralnego ogrzewania, tylko stare farelki, a mimo to wolałam tamten standard od tego, co zastałam teraz. Pewnie dlatego, że wtedy nie miałam dzieci.

Żałuję, że nie sprawdziłam tego wcześniej

Myślałam, że gorzej już być nie może, aż okazało się, że basen jest zamknięty przez trzy dni z powodu awarii. W hotelu, który reklamował się jako „idealny dla rodzin i miłośników kąpieli wodnych”. A potem zaczęły płakać moje dzieci. Bo w końcu widziały robaki w łazience, bały się wejść pod prysznic, nie chciały zostać same w pokoju. Nie mogłam na to patrzeć – musiałam działać jak matka-lwica.

Znaleźliśmy inny hotel. Znacznie droższy. Uciekliśmy dosłownie tego samego dnia, a ja wydałam ostatnie oszczędności, które zbieraliśmy na święta. Trudno. Nie mogliśmy tam zostać i zmarnować tyle urlopu na nic.

Mogłam uniknąć hotelu jak z koszmaru

Po powrocie zaczęłam sprawdzać opinie o „idealnym” hotelu. Na Google wszystko wyglądało dobrze – wysokie oceny, ładne zdjęcia. Ale na Facebooku zobaczyłam prawdę. Jedna negatywna opinia goniła drugą. Ludzie pisali, że nie zostawiliby tam nawet psa, a co dopiero dziecko. Gdybym wcześniej zrobiła porządny research, pewnie nadal miałabym kilka tysięcy w kieszeni.

Zgłosiłam reklamację i czekam na odpowiedź, ale wiem jedno – już nigdy nie zaufam katalogom. Bo raj szybko potrafi zamienić się w koszmar na jawie, a gwiazdki często są tylko pustą obietnicą

Tylko widoku łazienki nie zapomnę nigdy.

Ściskam,
Magda

Jeśli macie za sobą podobny wakacyjny koszmar, czekamy na Wasze wiadomości. Koniecznie napiszcie do nas na adres: redakcja@mamotoja.pl lub bezpośrednio do mnie: maria.kaczynska-zandarowska@burdamedia.pl.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama