Reklama

Edukacja zdrowotna – nowy przedmiot, stare emocje

Od 1 września uczniowie w całej Polsce mogą uczestniczyć w nowych zajęciach z edukacji zdrowotnej. Ministerstwo Edukacji Narodowej zapowiadało je jako „szczepionkę wiedzy” na wyzwania współczesnego świata. Brzmi ambitnie – w końcu chodzi o rozmowy o zdrowiu fizycznym, psychicznym i społecznym, a więc o tematach, z którymi młodzi ludzie często zostają sami.

Reklama

Jako mama dorastających dzieci wiem jednak, że to, co na papierze wygląda świetnie, w praktyce może budzić kontrowersje. Już w wakacje wielu rodziców zaczęło wymieniać się opiniami w mediach społecznościowych. Jedni cieszyli się, że szkoła wreszcie podejmie tematy dojrzewania, emocji czy zdrowych relacji. Inni obawiali się, że program będzie „narzucał ideologię” albo poruszał kwestie, które wolą omawiać w domowym zaciszu.

Dodatkowego zamieszania dodał apel Konferencji Episkopatu Polski, która otwarcie zachęcała rodziców do wypisywania dzieci z tych zajęć, ostrzegając przed „systemową deprawacją”. Słowa mocne i budzące lęk, szczególnie u tych, którzy nie mieli okazji zapoznać się z rzeczywistymi treściami przedmiotu.

Rodzice masowo rezygnują z zajęć

Do 25 września rodzice mogli składać rezygnacje z uczestnictwa dzieci w edukacji zdrowotnej. Przedmiot jest bowiem nieobowiązkowy, a decyzja należy wyłącznie do opiekunów. I wygląda na to, że z tego prawa skorzystało naprawdę wielu. Ministerstwo Edukacji Narodowej nie podało jeszcze oficjalnych danych, ale szefowa resortu, Barbara Nowacka, nie ma wątpliwości: z zajęć wypisała się ponad połowa uczniów.

Nie zaskakuje mnie to. Kiedy rozmawiałam z innymi rodzicami przed rozpoczęciem roku szkolnego, wielu mówiło, że woli „poczekać i zobaczyć”, jak będzie wyglądała praktyka. Część złożyła rezygnację od razu, obawiając się nieznanego. Inni zrobili to po pierwszych zajęciach, uznając, że ich dzieci „niczego nowego się tam nie dowiedzą” albo że poruszane tematy są dla nich zbyt osobiste.

Wielu rodziców czuje, że szkoła nie zawsze potrafi odpowiednio poprowadzić trudne rozmowy. Zdarza się, że zajęcia są prowadzone w sposób zbyt teoretyczny, a uczniowie nie traktują ich poważnie. Z drugiej strony, to właśnie szkoła bywa dla wielu nastolatków jedynym miejscem, gdzie mogą usłyszeć rzetelne informacje na temat zdrowia psychicznego czy relacji.

MEN zapowiada zmiany, ale dopiero za rok

Mimo masowych rezygnacji Ministerstwo Edukacji Narodowej nie zamierza się poddać. Rzecznik rządu, Adam Szłapka, na antenie TOK FM przyznał, że edukacja zdrowotna to „dobry przedmiot”, choć wymaga dopracowania. Zapowiedział, że MEN przyjrzy się jakości zajęć i będzie szukać rozwiązań, które sprawią, że staną się bardziej atrakcyjne i skuteczne.

Na zmiany jednak trzeba będzie poczekać. Ministerstwo planuje podsumować pierwsze tygodnie funkcjonowania przedmiotu, a ewentualne poprawki wprowadzić dopiero w kolejnym roku szkolnym. To oznacza, że obecne zajęcia będą swego rodzaju testem – zarówno dla nauczycieli, jak i dla uczniów oraz rodziców.

Zastanawiam się, ilu rodziców zmieni zdanie, jeśli program zostanie realnie ulepszony. Uważam, że rozmowa o zdrowiu, emocjach i dojrzewaniu jest bardzo potrzebna – tylko trzeba ją prowadzić mądrze i z szacunkiem dla różnych wrażliwości.

Źródło: TOK FM

Reklama

Zobacz też: Tak Kościół wchodzi z buciorami do szkoły. W piątek na obiad ryba, a moje dziecko nie jest ochrzczone

Reklama
Reklama
Reklama