Matka nie wierzy, co jej córka robi z twarzą. „Uległa trendowi 'Sephora kids' tak jak koleżanki”
Na naszą redakcyjną skrzynkę trafił list od pani Moniki, mamy dwunastoletniej Zuzi. To głos rozpaczy, bezradności i złości. Zamiast beztroskiego dzieciństwa – godziny spędzone przed lustrem. Zamiast książek i roweru – konta na TikToku i wishlisty z drogimi kosmetykami. W tle – nowy, niepokojący trend, który podbija młode pokolenie: Sephora Kids.

„Zaczęło się niewinnie – od balsamu do ust” – pisze pani Monika. „Potem przyszły filmiki na TikToku, recenzje produktów z Sephory, wishlisty i... presja. Koleżanki miały, więc ona też musiała. Mówiła, że nie chce odstawać. A ja nie sądziłam, że to się tak potoczy.”
Luksusowa pielęgnacja dla dzieci? Córka zamarzyła o kosmetykach za kilkaset złotych
Zuzia zaczęła regularnie prosić o pieniądze „na pielęgnację”. Ale nie chodziło o mydło i krem Nivea. Dziewczynka tworzyła listy kosmetyków: serum z peptydami, kwasy AHA, toniki złuszczające, koreańskie esencje, kremy z retinolem. Każdy produkt kosztował od 80 do 300 zł. Dla dwunastolatki? „Zapytałam, po co jej to wszystko, to się obraziła. Odpowiedziała, że wszystkie dziewczyny to mają i że to normalne. Że ona też musi mieć zdrową cerę, żeby ‘dbać o barierę hydrolipidową’. Nawet nie wiem, skąd zna te słowa.”
TikTok jak encyklopedia pielęgnacji… i źródło presji
Trend Sephora Kids rozprzestrzenia się głównie na TikToku. Dziewczynki w wieku 9–13 lat pokazują swoje rutyny pielęgnacyjne, odpakowują kosmetyki za setki złotych, chwalą się zakupami z Sephory. Hasło „Sephora haul” robi furorę.
„To wszystko brzmi może nawet uroczo – dzieci bawią się w dorosłych. Ale w rzeczywistości to nie zabawa” – pisze pani Monika. „Moja córka potrafi spędzić 40 minut w łazience przed snem, nakładając warstwami różne sera i toniki. A potem płacze, bo ma podrażnioną cerę i czerwone plamy. Konsultowałam to z dermatologiem – ma uszkodzony płaszcz lipidowy skóry przez zbyt agresywną pielęgnację.”
Cena dziecięcej próżności: nie tylko finansowa
„Zaczęłam liczyć – w ostatnich 3 miesiącach wydałam ponad 1000 zł na kosmetyki, bo Zuzia codziennie o coś prosiła. Co chwilę nowości. Kolejne buteleczki, kremy, mgiełki, brokatowe balsamy. A kiedy mówiłam ‘nie’, zaczynała płakać, mówiła, że będzie wyśmiana przez koleżanki. W końcu zaczęła kupować coś sama – z kieszonkowego, a nawet... odsprzedawała na Vinted stare rzeczy, żeby zdobyć pieniądze.”
„Już nie poznaję własnego dziecka. Kiedyś biegała z piłką, teraz siedzi z maską na twarzy i timerem do 10 minut. Gdy chcę ją wyciągnąć na spacer, słyszę, że ‘teraz jest czas dla skóry’.”
Gdzie kończy się zabawa, a zaczyna problem?
Sephora Kids to z pozoru niewinny trend. Ale coraz więcej rodziców zgłasza podobne sytuacje. Dzieci, które obsesyjnie dbają o cerę, używają zaawansowanych kosmetyków przeznaczonych dla dorosłych, wpadają w spiralę zakupów, porównań i internetowych „must have”.
„Piszę ten list, bo nie chcę być sama w tej walce. I nie jestem. W grupie rodziców widzę, że to problem ogólny. Nikt nas nie uprzedził, że pielęgnacja stanie się polem rywalizacji w podstawówce.”
Co możemy zrobić jako rodzice?
Psycholodzy ostrzegają: takie zachowania mogą prowadzić do uzależnień zakupowych, zaburzeń obrazu ciała, lęków i obniżonej samooceny. Kluczowe są rozmowy i ustalanie granic – nie zakazy, ale wspólne podejmowanie decyzji. Warto też pokazać alternatywy i uczyć dzieci, że naturalność jest okej. A dbanie o siebie nie musi oznaczać kosmetycznego arsenału.
Dziękujemy pani Monice za ten poruszający list. Może być on początkiem ważnej rozmowy – nie tylko o kosmetykach, ale o granicach dorosłości, do których dzieci próbują dziś dojść zbyt wcześnie.
Odpowiedz na ten list lub opisz własną historię − na wiadomości czekamy pod adresem: redakcja@mamotoja.pl.