Matki traktują dzieci jak pionki. „Usiądzie z kim trzeba, a nie z kim chce”
Moja Helenka wróciła z podwórka zapłakana. Jej najlepsza przyjaciółka będzie siedzieć z kimś innym. Nie dlatego, że się pokłóciły. Nie dlatego, że pani tak zdecydowała. Tylko dlatego, że ich mamy się lubią. I ustaliły wszystko za dziewczynki.

Dwie dorosłe kobiety już w sierpniu postanowiły, kto z kim usiądzie. Kto przy oknie, i w której ławce. „Bo moja to taka niespokojna, musi siedzieć z Wiką, ona ją wyciszy” – powiedziała mi mama Poli. I coś we mnie pękło.
Jak mam powiedzieć swojej córce, że nie pasuje do swojej najlepszej przyjaciółki? Bo dokładnie to – między wierszami – próbowała mi przekazać ta kobieta.
Dorosłe decyzje, dziecięce łzy
To nie dzieci się dogadały. To nie one chciały zmian. To dorośli, którzy uznali, że wiedzą lepiej. Moja Helenka czuje się odrzucona, niezrozumiana, pominięta. I wcale się jej nie dziwię. To nie pierwszy raz, kiedy dzieci stają się kartami w grze dorosłych. Bo ta mama zna tamtą, a z tą nie rozmawia. Bo „lepiej się dogadać”. Bo wygodniej mieć wszystko ustalone, zanim pani zapyta.
Dzieci nagle są naszymi pionkami. A potem płaczą. Trzaskają drzwiami. Zamykają się w sobie. Albo po prostu pytają: „Dlaczego nie mogę siedzieć z Polą?”.
I co mamy im powiedzieć? Że jej mama lepiej dogaduje się z mamą innej dziewczynki? Że dorośli mają swoje sympatie i układy, a dzieci mają się po prostu dostosować?
Z kim siedzisz, takim się stajesz?
Szkoła to miejsce, gdzie dzieci uczą się relacji. Prawdziwych – czasem pięknych, czasem trudnych. Uczą się kompromisów, wybaczania, tęsknoty, złości i bliskości. Ale jeśli my wchodzimy tam z własnym planem, to czego właściwie je uczymy?
Że ich potrzeby są drugorzędne? Że najważniejsze są nasze znajomości, korzyści? Pamiętam swoją klasę. Kłótnie, zmiany miejsc, przyjaźnie, które trwały tydzień i takie, które trwają do dziś. Ale wtedy to były nasze decyzje. Nasze emocje. Nasze błędy i lekcje.
W szkole dajmy dzieciom przestrzeń. I trochę wiary
Może to daje tym matkom poczucie bezpieczeństwa – wiedza, co dziecko zjadło, jakie skarpetki założyło, z kim siedzi w ławce. Ale ta kontrola bardziej szkodzi, niż pomaga. Niech dzieci same uczą się rozwiązywać konflikty. Niech budują własne relacje – może nieidealne, ale prawdziwe.
Wystarczy, że będą ich. To naprawdę nie boli. A może sprawić, że we wrześniu będzie mniej łez – i więcej dzieci, które wiedzą, że ich głos się liczy.
Zobacz też: Będzie histeria i wyrywanie dzieci. Przedszkola popełniają ten błąd każdego sierpnia