Reklama

Nieobecności w szkole: MEN podnosi poprzeczkę

Przez lata frekwencja w szkołach traktowana była przez część rodziców jak coś, co można dowolnie naginać. Jeśli dziecko nie poszło na lekcje, bo przedłużyliśmy weekend, bo wyjazd był tańszy w środku tygodnia albo jesienią, bo po prostu „jakoś się to usprawiedliwi” – nikogo specjalnie to nie dziwiło. Sama obserwuję to na co dzień w szkole moich dzieci. Zdarza się, że po świętach albo po majówce połowa klasy przedłuża sobie wakacje jeszcze o kilka dni.

Reklama

Ministerstwo Edukacji Narodowej chce z tym skończyć raz na zawsze. W ramach nowelizacji prawa oświatowego zapowiedziano wprowadzenie nowych zasad dotyczących obecności na lekcjach. Minimalny próg obecności ma wzrosnąć z obecnych 50 proc. do 75 proc. godzin. Jeśli uczeń nie będzie spełniał tego wymogu, może nie zostać sklasyfikowany – nawet wtedy, gdy oceny będą dobre.

Jeszcze istotniejsze jest to, jak MEN zamierza definiować „niespełnianie obowiązku szkolnego”. Nowe przepisy zakładają, że będzie to nieusprawiedliwiona nieobecność na co najmniej połowie zajęć w miesiącu lub 25 proc. w całym roku szkolnym. W praktyce oznacza to, że regularne wagary nie będą już traktowane pobłażliwie.

Rodzice pod lupą: koniec z pustymi usprawiedliwieniami

Dotychczas wielu rodziców pisało usprawiedliwienia z automatu. „Nie mogła przyjść, bo źle się czuła”. „Wyjechaliśmy na kilka dni”. Sama przyznaję, że kiedy dzieci były młodsze, też zdarzało mi się przymykać na to oko. W końcu komu szkodzi jeden dodatkowy dzień wolnego? Problem w tym, że czasem takich „dodatkowych dni” zbiera się w ciągu roku całkiem sporo.

MEN zapowiada, że rodzice będą musieli dokładniej uzasadniać nieobecności. Nauczyciele już teraz przyznają, że to realny problem – niektóre usprawiedliwienia są tak lakoniczne, że trudno ocenić, czy dziecko naprawdę miało powód, by opuścić lekcje. Teraz mają się pojawić wyraźne wytyczne i obowiązek podawania konkretnych przyczyn.

Co ważne, mimo wcześniejszych sugestii resort edukacji nie planuje kar finansowych za nieobecności dzieci. Wiceministra Katarzyna Lubnauer podkreśliła w rozmowie z Portalem Samorządowym, że nie będzie opłat ani mandatów dla rodziców.

Mimo to nowe przepisy mogą okazać się dla wielu rodzin sporą zmianą. Jeśli uczeń przekroczy limity nieusprawiedliwionych nieobecności, nie zostanie sklasyfikowany. A to oznacza powtarzanie roku – coś, co jeszcze niedawno wydawało się rzadkością.

Szkolna rzeczywistość: czas skończyć z lekceważeniem lekcji

Nie mam wątpliwości, że problem wagarów i nieobecności wymaga stanowczego rozwiązania. Widzę to doskonale w szkole moich dzieci – niektóre klasy mają tak niską frekwencję, że nauczyciele nie mogą spokojnie realizować programu. Lekcje przepadają, kolejne tematy trzeba gonić, a później ci sami rodzice narzekają, że dzieci mają za dużo materiału do nadrobienia.

Z drugiej strony rozumiem też, że rzeczywistość bywa różna. Choroby, sytuacje rodzinne, brak miejsc w sanatoriach poza sezonem – to wszystko zdarza się naprawdę. Dlatego ważne będzie rozsądne podejście szkół i nauczycieli. Nowe przepisy wejdą w życie od 1 września 2026 roku, co daje wszystkim czas na przygotowanie się do zmian.

Mam nadzieję, że ten czas zostanie dobrze wykorzystany. Rodzice muszą zrozumieć, że szkoła to nie dodatek do rodzinnych planów. Uczniowie powinni być świadomi, że obecność na lekcjach ma realne znaczenie dla ich przyszłości. A nauczyciele — że ich praca nie może być wiecznie zakłócana przez puste ławki.

Od Redakcji: zanim zdecydujemy się na wyjazd w trakcie roku szkolnego, warto porozmawiać z wychowawcą i dowiedzieć się, jakie tematy będą wtedy omawiane. Czasem jeden dzień nieobecności może oznaczać konieczność samodzielnego przerobienia kilku rozdziałów z podręcznika. Lepiej zaplanować to rozsądnie, niż później nadrabiać w pośpiechu.

Źródło: Portal Samorządowy

Reklama

Zobacz też: 7 oznak, że twoje dziecko powinno iść do terapeuty. To już nie są żarty

Reklama
Reklama
Reklama