Reklama

Decyzja radnych z Sosnowca, by trzy miejskie przedszkola działały do godziny 20:00, wywołała burzę. Jedni mówili: „Wreszcie ktoś pomyślał o rodzicach”. Inni – że to już nie pomoc, tylko „przechowalnia dzieci”.

Reklama

Jak podaje Portal Samorządowy, MEN idzie o krok dalej i planuje zmienić Prawo oświatowe tak, by szkolne świetlice mogły działać nawet 12 godzin dziennie. I to nie tylko dla uczniów, ale też dla przedszkolaków.

Świetlice nawet do 20:00. Rodzice w końcu odetchną?

Anna, mama dwójki maluchów, nie ukrywa, że to dla niej ratunek. „Pracuję na zmiany. Odbieranie dzieci o 16:00 to dla mnie jak kara. Świetlica do wieczora pozwoli mi spokojnie kończyć dyżury, bez stresu i nerwówki. W końcu ktoś zauważył, że życie rodziców nie kończy się o piętnastej”.

MEN przekonuje, że chodzi o rozszerzenie funkcji opiekuńczej szkoły. Po zakończeniu zajęć w oddziałach przedszkolnych dzieci trafią do świetlicy – pod opiekę nauczycieli. To tam mają się bawić, zjeść drugi podwieczorek i czekać na rodziców. Tyle że nie wszyscy są spokojni.

„Martwię się o jakość tej opieki” – mówi Jan, tata pięcioletniej Poli. „Naprawdę wyobrażamy sobie, że taki maluch spędzi pół dnia w szkolnej świetlicy, a nie w kameralnej sali przedszkolnej? Te dzieci potrzebują ciszy, przytulenia, spokojnego miejsca, a nie hałasu i rotacji personelu”.

Nauczycielki mówią wprost: „Brakuje ludzi do pracy”

Nowe zasady mogą wejść w życie od września 2026 roku – ustalił Portal Samorządowy. Na razie obejmą tylko małe placówki – do 70 uczniów. Jeśli się sprawdzą, program może zostać rozszerzony na całą Polskę. Dla wielu rodziców to ogromna ulga. Dla nauczycieli – dodatkowe obciążenie.

„To my teraz będziemy przeciążeni” – przyznaje pani Ewa, nauczycielka z oddziału przedszkolnego. „Już teraz brakuje ludzi do pracy. A teraz mamy jeszcze pracować na zmiany, z maluchami, które po całym dniu bywają zmęczone i płaczące? Nie wiem, czy dziewczyny ze świetlicy są na to gotowe”.

Dłuższa opieka, ale za dopłatą. Kto zapłaci za podwieczorek i nauczyciela?

MEN wymaga, by dzieciom zapewnić podwieczorek. Ale nie sfinansuje go państwo – zapłacą rodzice. To samo dotyczy kosztów przedłużonej opieki. „Mogę zapłacić, serio. Byle nie musieć lecieć z językiem na brodzie do przedszkola na 17:00” – mówi Marta, mama pięciolatka. „Te popołudniowe sprinty to największy stres w tygodniu. Wolę zapłacić te parę złotych i odebrać go na spokojnie”.

A Wy? Co o tym sądzicie? Ulga czy przesada? Czekamy na Wasze historie i opinie: redakcja@mamotoja.pl

Źródło: Portal Samorządowy

Reklama

Zobacz też: Półkolonie za 1000 zł. Syn wrócił wściekły: „To wyścig szczurów, nie wakacje”

Reklama
Reklama
Reklama