MEN wydłuży listę osób, które mogą pracować w przedszkolu. Nauczycielka: „To cios dla cioć”
Nowe rozporządzenie MEN pozwoli pracować w przedszkolach studentom bez dyplomu. Dla wielu doświadczonych nauczycielek to cios prosto w serce. „Nadgodziny, papierologia, niska pensja, a teraz jeszcze to” – pisze Anna. Jej list to głos setek kobiet, które czują się zlekceważone i wypychane z zawodu.

Zmiany planowane przez MEN budzą coraz większe emocje wśród nauczycielek przedszkolnych. Do naszej redakcji dotarł list od Anny*, nauczycielki z wieloletnim stażem w samorządowym przedszkolu. Kobieta nie kryje swojego rozczarowania propozycją, by w placówkach mogły pracować także studentki i studenci 4. i 5. roku kierunków pedagogicznych.
„To nie jest pomoc, to oszczędność naszym kosztem” – pisze Anna. A jej list pokazuje coś więcej niż tylko kolejne obawy o finanse i status. To obraz systemu, w którym ci, którzy opiekują się najmłodszymi dziećmi, coraz częściej czują się pominięci.
Przedszkola zatrudnią studentów. „Kto będzie chciał pracować za jeszcze mniej?”
„Kiedy pierwszy raz usłyszałam o tym pomyśle, pomyślałam: żart. Ale niestety to nie żart, to nasza rzeczywistość” – zaczyna swój list nauczycielka. „Ministerstwo planuje dopuścić do pracy w przedszkolu osoby, które jeszcze studiują. I to nie tylko na praktyki – mówimy o zastępowaniu nauczycielek. Kto będzie chciał pracować za jeszcze mniej pieniędzy niż my? Bo chyba nie po to się to robi, żeby nam pomóc”.
Pani Anna zwraca uwagę na ogromną odpowiedzialność, z codziennie mierzą się nauczycielki wychowania przedszkolnego – za bezpieczeństwo, rozwój emocjonalny, edukację. „To nie jest tylko zabawa z dziećmi i czytanie bajek. To ogromna praca psychologiczna, pedagogiczna, wychowawcza. A teraz mam czuć, że ktoś bez dyplomu może mnie zastąpić?”.
Jak podkreśla, obawia się także o prestiż zawodu. „Jeśli studentka czy student dostaną pensję porównywalną do naszej, to będzie to po prostu niesprawiedliwe. My mamy lata praktyki, doświadczenie, setki szkoleń, radzimy sobie w kryzysowych sytuacjach. Oni dopiero uczą się teorii”.
„Dziewczyny odchodzą. Ja mam wyrzuty sumienia, jak biorę L4”
W swoim liście nauczycielka nie ukrywa frustracji – także z powodu warunków, w jakich przychodzi jej pracować. „Dziewczyny odeszły do prywatnych placówek. Za niewiele większe pieniądze, ale za to mniej papierów i więcej wsparcia. Zostają najbardziej wytrwałe, ale i one pękają. Ja mam wyrzuty sumienia, jak biorę L4. Bo wiem, że nie będzie mnie miał kto zastąpić. Bo wiem, że koleżanki zostaną same z grupą”.
Pani Anna pisze o tym, co rzadko pojawia się w oficjalnych komunikatach – przemęczeniu, wypaleniu, poczuciu niewidzialności. „Mówią o opiece wczesnodziecięcej, ale nikt nie mówi o opiekunkach. Mówią o jakości edukacji, ale nikt nie mówi o jakości życia tych, które ją zapewniają”.
Według niej czas przestać szukać doraźnych rozwiązań. „Nie potrzebujemy studentek na zastępstwo. Potrzebujemy realnego wsparcia – finansowego, organizacyjnego, psychologicznego. Potrzebujemy, by ktoś wreszcie zapytał: co z nauczycielkami przedszkola? Co z ‘ciociami’, które są przy dzieciach każdego dnia?”.
*Imię zostało zmienione na prośbę autorki listu.
Jeśli chcesz podzielić się z nami swoją opinią, napisz do redakcji. Czekamy na Wasze historie pod adresem: redakcja@mamotoja.pl
Zobacz też: