Reklama

W wielu polskich domach rodzice właśnie pakują pluszaki i ubrania do walizek. W końcu dzieci jadą do dziadków. Dla rodziców to logistyczne wybawienie. Dla maluchów – wakacje jak z bajki. Ale co z tymi, którzy te wakacje organizują?

Reklama

Zgłosiła się do nas pani Barbara, seniorka z Mazowsza, do której przyjechało troje wnucząt. Razem z mężem czują się jak gospodarze wakacyjnego ośrodka – tyle że bez dnia wolnego i bez wynagrodzenia. „Mają u nas lepiej niż na all inclusive, ale co z nami?” – pyta.

Babcie harują jak w kurortach all inclusive

Nie wszystkie babcie mają wakacje. Niektóre, zamiast leżeć na leżakach z krzyżówkami, od rana „stoją przy garach”. „Zamiast cieszyć się z wnuków, coraz częściej czuję się jak obsługa pensjonatu. Gotuję, pilnuję, zabawiam. Całą dobę, dzień w dzień. Tylko że nikt nie pyta, czy mam na to siłę” – pisze pani Basia.

I choć kochają swoje wnuki nad życie, seniorki przyznają, że bycie babcią nie powinno oznaczać pracy na cały etat. Między pomocą a wykorzystywaniem jest cienka granica. Łatwo ją przekroczyć, czasem zupełnie nieświadomie.

Pani Barbara mieszka z mężem na wsi. Piętnaście lat temu uciekli z Warszawy, żeby w końcu spełnić marzenie o wielkim trawniku, własnych czereśniach i świętym spokoju. Potem zorganizowali dwa huczne wesela dla swoich dzieci, a z czasem dom zaczął w wakacje zapełniać się wnukami. Jak pisze, do niedawna wszystko było w granicach rozsądku. Ale od pewnego czasu sytuacja zaczęła się zmieniać.

„Przyjechali z pudełkami”. Brali wszystko bez pytania

„Zaczęło się od herbatki i ciasta, potem doszło gotowanie obiadów. A w tym roku przyjechali z pudełkami. Pakowali jedzenie, które jeszcze nie zdążyło trafić na talerz. Mówili, że to na jutro do pracy. Nawet nie pytali. A mnie i mężowi zostawały resztki. Albo nic” – wspomina pani Barbara.

Na początku wcale jej to nie raziło. Dzieciom trzeba przecież pomagać. Sami z mężem nie mają wysokiej emerytury, inflacja ich nie oszczędza, ale młodym też nie jest łatwo. Zaczęły się wakacje, a syn z córką znów stwierdzili, że wyślą dzieci do dziadków.

„Jasiek ma cztery lata, Marysia skończyła siedem, a do tego córka podrzuca swoje ośmioletnie bliźniaki. Zostają cały miesiąc, a rodzice wpadają tylko na weekendy” – tłumaczy babcia na cały etat.

Jak wynika z relacji seniorki, codzienne gotowanie dla kilkuosobowej rodziny, sprzątanie, opieka nad wnukami i brak odpoczynku zaczęły dawać się we znaki. Pani Barbara podkreśla, że kocha swoją rodzinę, ale coraz bardziej odczuwa brak granic.

Dziadkowie nie chcą takich obowiązków

„Nie chcę być dla nich darmowym hotelem. Chcę być babcią. Mąż też już nie wytrzymuje” – dodaje rozczarowana. Jej zdaniem „pomoc z serca” przestała działać, a dzieci traktują opiekę nad wnukami jak oczywisty obowiązek dziadków.

„Jak nie umiemy otworzyć SMS-a, mówią, że jesteśmy dziadersami. Niby tacy nowocześni, a zapomnieli, że my też mamy swoje potrzeby. Że dziadkowie już wychowali swoje dzieci i nie muszą być na zawołanie przy wnukach. Chciałabym usłyszeć pytanie: ‘Czy możecie nam pomóc?’, a potem zwykłe ‘dziękuję’” – podsumowuje ze smutkiem.

Reklama

Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl

Reklama
Reklama
Reklama