„Moje dzieci dostaną na święta używane zabawki”. To powinien być nowy trend wśród rodziców
Kiedy powiedziałam koleżance, że w tym roku pod choinką moje dzieci znajdą używane zabawki, spojrzała na mnie z niedowierzaniem. „Przecież to niehigieniczne”, „wyjdziesz na biedaka” – usłyszałam. A ja po raz pierwszy od dawna poczułam, że robię coś naprawdę sensownego – dla dzieci, dla planety i dla własnej głowy.

Mam dwójkę dzieci – 3-latka i 5-latkę. Jak większość rodziców, co roku staję przed tym samym dylematem: ile prezentów to „w sam raz”, a ile to już przesada. Tym razem postanowiłam zrobić coś inaczej.
Zabawki nie muszą być nowe, żeby były wartościowe
Jesienią, bez presji świątecznego szału, kupiłam kilka zabawek z drugiej ręki – planszówki, klocki, jedną zabawkę elektroniczną. Wszystko w świetnym stanie, kompletne, zadbane. Zapłaciłam za nie mniej więcej połowę ceny sklepowej. Każdą rzecz dokładnie umyłam, wyczyściłam, sprawdziłam.
Gdy opowiedziałam o tym koleżance, zareagowała śmiechem. „Ja bym nie dała dzieciom cudzych zabawek”, „to trochę wstyd” – stwierdziła. Zastanowiło mnie to. Od kiedy wartość prezentu mierzy się tym, czy ktoś wcześniej zdjął z niego metkę?
Moje dzieci nie wiedzą – i nie muszą wiedzieć – czy dana zabawka jest nowa, czy używana. Liczy się to, czy daje radość, rozwija wyobraźnię, zachęca do wspólnej zabawy.
„To niehigieniczne” – naprawdę?
Argument o higienie słyszę najczęściej. Tylko że to mit, który niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Używane zabawki można dokładnie umyć, zdezynfekować, wyczyścić – często lepiej niż nowe, które prosto ze sklepu też przecież trafiają do dziecięcych rąk bez mycia.
Poza tym – czy naprawdę wierzymy, że wszystko, co nowe, jest automatycznie czyste i bezpieczne? Dzieci bawią się na placach zabaw, w salach zabaw, w przedszkolach. Używana planszówka z Vinted naprawdę nie jest największym zagrożeniem.
Lekcja na całe życie, nie tylko na święta
Dla mnie to coś więcej niż oszczędność. To świadoma decyzja wychowawcza. Chcę, żeby moje dzieci wiedziały, że nie wszystko trzeba mieć „prosto z pudełka”. Że warto dbać o rzeczy, dawać im drugie życie, nie kupować bezrefleksyjnie.
W świecie, w którym dzieci są zasypywane prezentami, uczone konsumpcji od najmłodszych lat, taki gest ma znaczenie. Pokazuje, że nowe nie zawsze znaczy lepsze, a używane nie znaczy gorsze. Że pieniądze nie biorą się znikąd, a wybory, które podejmujemy, mają konsekwencje – także dla środowiska.
Nie czuję się biedna, dając dzieciom używane zabawki. Czuję się odpowiedzialna. I spokojna – bo wiem, że pod choinką znajdą się rzeczy przemyślane, a nie kupione w ostatniej chwili pod presją reklam i porównań.
Może, zamiast pytać: „czy wypada?”, warto zapytać: „czego tak naprawdę chcę nauczyć swoje dziecko?”. Dla mnie odpowiedź jest coraz prostsza.
Zobacz także: To genialny prezent last minute dla dziecka. Ucieszy nawet maluchy, które mają już wszystko