Moje dziecko cierpi przez szkolne wycieczki. Konkurs na grubość portfela trwa w najlepsze
Szkolne wycieczki miały być przygodą i wspomnieniem na całe życie, a coraz częściej są testem finansowych możliwości rodziców. Nie chodzi już o edukację, tylko o to, kto ma droższy plecak, lepszy hotel i więcej pieniędzy na lody.

Jeszcze kilkanaście lat temu wycieczki szkolne były prostym rytuałem: kanapki w plecaku, termos z herbatą, czekolada na drogę i emocje sięgające zenitu, bo oto jedziemy „z klasą”! Dziś to bardziej pokaz mocy rodzicielskich portfeli niż wspólna nauka i zabawa. Patrzę na to z rosnącym niepokojem i nie chodzi o zazdrość, tylko o dzieci, które wracają z takich wyjazdów z poczuciem wstydu.
Gdy emocje mieszają się z rachunkami
Ostatnio dostałam maila od wychowawczyni: „Wycieczka trzydniowa, cena 890 zł, płatność do końca tygodnia”. Spojrzałam na ekran z niedowierzaniem. To prawie tysiąc złotych za trzy dni! Do tego kieszonkowe, przekąski, ubrania, które przecież „muszą być sportowe i nieprzemakalne”. Niby drobiazgi, ale suma końcowa przyprawia o zawrót głowy.
Pamiętam swoje wycieczki. Spaliśmy w schroniskach, jedliśmy zupę pomidorową i oglądaliśmy świat przez szybę autobusu, a i tak wracaliśmy szczęśliwi. Dziś widzę, że standardy rosną szybciej niż inflacja. Hotele z basenem, aquaparki, parki rozrywki, a nawet… rejsy po Bałtyku. W teorii pięknie. W praktyce – presja, której wiele rodzin po prostu nie udźwignie.
„Wszyscy jadą, tylko ja nie”
Nie ma nic trudniejszego niż spojrzeć dziecku w oczy i powiedzieć, że tym razem nie pojedzie. Że nie dlatego, że nie chcesz, ale po prostu nie możesz. Że kredyt, że wydatki, że życie. Dzieci tego nie rozumieją. Widzą tylko jedno – cała klasa jedzie, a one zostają.
Znajoma opowiadała mi ostatnio, jak jej córka przez dwa dni udawała chorą, żeby nie musieć przyznać się w szkole, że nie pojedzie, bo rodziców nie stać. Inna mama przyznała, że pożyczyła pieniądze od koleżanki, żeby „nie robić dziecku przykrości”. I choć nie ma w tym nic wstydliwego, to w środku aż ściska, że system edukacji nie widzi, jaką cenę za tę „normalność” płacą rodziny.
Wycieczka szkolna jako symbol podziału
Zdarzyło mi się być na zebraniu, na którym jedna z mam z dumą mówiła, że to „tylko 900 zł”, a przecież „dzieci muszą poznawać świat”. Pomyślałam wtedy, że owszem – muszą. Ale nie za wszelką cenę. Bo poznawanie świata to nie tylko park trampolin czy hotel z widokiem na góry. To też wspólne spacery, rozmowy, nauka prostoty i wdzięczności.
Dla wielu dzieci te szkolne wyjazdy stały się czymś w rodzaju statusowego rytuału. Jadą ci, których rodziców stać. Zostają ci, których nie. I choć nikt tego głośno nie mówi, dzieci to czują. W ich świecie to często sygnał: „jestem gorszy”.
Kiedy system zapomina o empatii
Nie chodzi o to, żeby zabraniać wycieczek. Chodzi o rozsądek i wrażliwość. O to, żeby nauczyciele rozumieli, że nie każda rodzina ma rezerwowy tysiąc złotych w portfelu. Że są dzieci, które zjedzą kanapkę z dżemem i będą tak samo szczęśliwe, jak te w hotelu z bufetem.
Może zamiast kolejnej „ekskluzywnej” wycieczki, warto zaplanować coś bliżej, taniej, bardziej inkluzywnie? Dzieci nie potrzebują luksusu. Potrzebują wspólnoty i radości.
Za każdym razem, gdy przychodzi kolejny mail o wpłacie, czuję ten sam skurcz w żołądku. Nie dlatego, że brakuje mi pieniędzy, ale dlatego, że wiem, jak bardzo ten temat boli wielu rodziców. Wiem, że będą tacy, którzy zrezygnują z rachunku za prąd, żeby ich dziecko mogło pojechać. Bo nie chcą, żeby czuło się inne.
A przecież nikt nie powinien wybierać między wycieczką a obiadem. Między wspomnieniem a rachunkiem.
Patrzę na to wszystko z perspektywy mamy i dziennikarki, która od lat obserwuje świat rodziców. Wciąż wierzę, że szkoła może być miejscem, które łączy, a nie dzieli. Ale żeby tak było, trzeba odwagi i empatii – ze strony nauczycieli, dyrektorów i nas samych.
Bo wychowujemy dzieci nie tylko do wiedzy, ale i do świata. A jeśli ten świat zaczyna się od konkursu na grubość portfela, to może warto się zatrzymać i zapytać: czy naprawdę o to chodziło?
Zobacz także: Nauczyciel: „Wycieczki szkolne powinny być zdalnie”. Mówi, co ostatnio wywinęli rodzice