Moje dziecko trafiło do klasy D, choć walczyłam o A. Teraz wiem, jak to boli
Do naszej redakcji napisała mama pierwszoklasisty. Marzyła o „klasie A”, a zobaczyła nazwisko na końcu kartki. To historia o tym, jak bolesne bywają podziały tworzone przez samych rodziców, i to zanim dzieci usiądą w szkolnych ławkach.

„Przyznam się szczerze – dałam się ponieść atmosferze, którą stworzyły mamy z przedszkola. A ja w tym uczestniczyłam i złapałam haczyk” – pisze do nas Ola, mama 7-letniego Kubusia. Przeczytajcie jej historię.
Ranking z przedszkolnej szatni
Jeszcze zanim nasze dzieci oficjalnie przekroczyły próg szkoły, od miesięcy szeptałyśmy o tym, do której klasy warto trafić. To matki w szatni, przy odbieraniu dzieci, budowały narrację: że „A” to ta najlepsza, tam idą najzdolniejsze dzieci, najfajniejsza wychowawczyni. „B” też podobno jeszcze w porządku. Ale „C” i „D”? Lepiej nie mówić.
Dałam się w to wciągnąć. Sama powtarzałam w domu, że musimy „walczyć o A”. Poszłam nawet do dyrekcji, żeby zasugerować, że mój Kuba świetnie sobie radzi z czytaniem i liczeniem, więc byłoby dobrze, gdyby znalazł się w tej „lepszej” klasie. Wierzyłam, że to coś zmieni.
Ta lista zabolała
Kiedy ogłoszono podział dzieci na klasy – szukałam jego imienia jak opętana. I wtedy zobaczyłam: 1D. Prawie fizycznie poczułam ukłucie w środku. Bo to nie było ani „A”, ani nawet „B”.
Wróciłam do domu z migreną. Wstyd przyznać, ale w tamtej chwili miałam wrażenie, że zawiodłam syna. Że już na starcie coś dla niego przegrałam. On patrzył na mnie zdziwiony i dumnie prezentował nowy tornister, a ja w środku czułam gorycz.
Dzieci nie znają naszych lęków
Minął tydzień i… wszystko wygląda inaczej. Kuba każdego dnia wraca z uśmiechem. Opowiada o kolegach, o sympatycznej pani, która przyniosła im jabłka ze swojej działki. I wtedy dotarło do mnie, że to nie szkoła nas podzieliła.
Same zrobiłyśmy ranking, same stworzyłyśmy atmosferę wyścigu. A dzieci nie potrzebują i na szczęście nie czują.
Kuba jest w 1D. I nagle widzę, że to wcale nie oznacza „do niczego”. Może właśnie tam spotka przyjaciela na całe życie. Może właśnie tam będzie miał nauczycielkę, która go zauważy. To my, dorośli, musimy przestać przykładać do dzieci etykiety, które sami wymyślamy. I takiej uważności życzę nam na cały rok szkolny.
Pozdrawiam ciepło, Ola
A Wy? Pamiętacie, czy litery klas miały dla Was jakiekolwiek znaczenie? Jeśli macie swoje historie – te zabawne i te trudne – piszcie do nas na adres: redakcja@mamotoja.pl
Piszemy też o: